Kurtyna opada w Styles
„Kurtyna.
Ostatnia sprawa Poirota” to, jak głosi sam tytuł, ostatnia zagadka rozwiązana
przez wielkiego detektywa. Sama ta wiedza wystarcza, by przystępując do lektury,
czuć się nieco dziwnie. Dodajmy jednak kilka faktów. Powieść ukazała się w 1975
roku, kilka miesięcy przed śmiercią twórczyni genialnego detektywa. Napisana
została znacznie wcześniej, najprawdopodobniej w czasie II wojny światowej,
kiedy Agata Christie, jak wszyscy mieszkańcy Londynu, drżała o własne życie.
Światło dzienne „Kurtyna” ujrzała dopiero
wiele, wiele lat później. Po ukazaniu się powieści, gazety na całym świecie
zaczęły publikować symboliczne nekrologi detektywa. Wiedząc to wszystko,
przystępowałam do lektury nie z nastawieniem na nową, nieodkrytą jeszcze
zagadkę kryminalną lecz z zaciekawieniem czy niemal czterdzieści lat przed
publikacją udało się autorce napisać z powodzeniem napisać powieść, która miała
wieńczyć jej wielką historię. Historię, którą snuła jeszcze przez wiele lat po
napisaniu „Kurtyny”.
Artur
Hastings przybywa do Styles, miejscowości, w której niegdyś spotkał Poirota i
gdzie rozwiązali swoją pierwszą sprawę (jakże pysznie historia zatacza koło!).
Przybywa, co więcej, na wezwanie Poirota, który podejrzewa, że oto w Styles
znów popełnione zostanie morderstwo. Domostwo, gdzie niegdyś popełniono już
morderstwo, służy teraz za dom wczasowy, w którym przebywa nie tylko morderca,
ale i córka naszego kapitana wraz ze swoim chlebodawcą, jego schorowaną żoną i
opiekującą się nią pielęgniarką, a także pewien ekscentryczny miłośnik
ptaszków.
Przede wszystkim bardzo długo w tej
historii nie pojawia się trup, a my razem z kapitanem zastawiamy się, czy nasz
ukochany ekscentryczny detektyw nie jest już na tyle schorowany, że intryga,
której tak uparcie chce dowieść, nie rozgrywa się tylko i wyłącznie w jego
własnej głowie. To chyba najciekawszy aspekt tej powieści. Nie morderstwo, nie
zagadka lecz właśnie ukazanie starości, choroby, procesu wycofywania się ze
świata. Poirot jest już słaby, zmęczony, a jednak wciąż podkreśla, że kocha
żyć, a jego szare komórki są równie sprawne, co niegdyś. Chce działać, a niemal
nie może, zamknięty w pokoju, przykuty do wózka inwalidzkiego. To zarazem wciąż
ten sam człowiek i zupełnie inny człowiek. To jednocześnie fascynujące i bardzo
smutne. Dla mnie „Kurtyna” to nie powieść detektywistyczna. To historia o tym,
jak czas obchodzi się z ludźmi. Wszystkimi ludźmi – od szarych przeciętniaków,
po wielkie umysły. Nie oszczędza nikogo.
Z
powodów, o których wcześniej wspomniałam – duża rozbieżność czasowa między
napisaniem powieści, a jej publikacją - jest w tej powieści pewna bezczasowość,
która nieco mi przeszkadzała. Wszystko jest zawieszone w bezpiecznej próżni. Z
jednej strony Hastings mówi nam, że Poirot jest bardzo stary (rzeczywiście,
znalazłam informację, że Christie, nie wiedząc, iż będzie jego historię ciągnąć
aż tak długo, opisała go pierwotnie jako emerytowanego policjanta, co
oznaczałoby, że w „Kurtynie” miałby ponad sto lat), z drugiej Judith,
najmłodsza córka Hastingsa, która również przebywa w Styles, ma dopiero dwadzieścia
trzy lata. To oznacza, że albo kapitan ojcem został bardzo późno, grubo po czterdziestce,
albo jest od Poirota dużo młodszy. Zatem, gdyby przyjąć, iż Poirot rzeczywiście
umiera w roku 1975, a Hastings, który walczył przecież w I wojnie światowej,
urodził się w 1886 roku (jak podaje Wikipedia), to sam kapitan w momencie
rozgrywania się akcji ma już osiemdziesiąt dziewięć lat. Judith z kolei, według
tych rachunków, urodziła się, gdy miał sześćdziesiąt sześć. No, ale może dość
już tej matematyki.
„Kurtyna”
to powieść przejmująca. Bardzo trudno było mi pożegnać się z Poirotem. Jedno
jest pewne, odszedł tak, jak żył: w wielkim stylu. I jeśli coś mnie pociesza,
to tylko fakt, że nie znam wszystkich książek Christie i wiele fascynujących
przygód jeszcze przede mną.
nie czytałam ostatniej powieści z Poirotem, jakoś nie mogłam się przekonać, żeby po nią sięgnąć, bo dla mnie ta postać jest nieśmiertelna. :) i zdecydowanie jest najlepszym detektywem w książkach Agaty. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.