Agata



Od roku mam pewną świecką tradycję. Kwiecień jest miesiącem, kiedy swoje święto obchodzą trzy bardzo bliskie mi Osoby. Aby to uczcić, dzielę się z Czytelnikami fragmentem powieści. W zeszłym roku był to fragment „Klubu Czarownic”. W tym roku mój wybór padł na Agatę.

Agata towarzyszy mi od października zeszłego roku. Obu nam wiedzie się od tamtego czasu różnie, ale kto wie, może damy radę i dobrniemy do kresu podróży. Na chwilę obecną Agata jest bohaterką powieści obyczajowo-kryminalnej z wątkiem romansowym o tytule roboczym „Mam w dupie średnie miasta”. Dlaczego? Bo to właśnie czujemy, zarówno ja, jak i ona. Poznajcie zatem Agatę. Chcę wierzyć, że jednak tam jesteście, mimo Waszego uporczywego milczenia. Chcę wierzyć, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Kto wie, może zrozumiecie sytuację Agaty lepiej, niż bym sobie tego życzyła. Mam jednak nadzieję, ze względu na Was, że jest Wam ona nieznana i daleka. Zresztą, cóż i tak przemilczycie swą odpowiedź.


Z jedną z „kwietniowych” Osób mamy pewną zabawę. Lubimy tworzyć obsadę do filmów na podstawie moich powieści. To bardzo przyjemne zajęcie. Dlatego uczyniłam to i tym razem. Oto, jak wyobrażam sobie Agatę.
Miłej lektury.

Opowieść ta ma miejsce w średnim mieście, jakich wiele. Nazwę jednak z przyzwoitości i litości przemilczymy. Średnie miasta mają to do siebie, że są niezwykle podobne. Życie w średnich miastach koncentruje się wokół rynku, gdzie zwykle znajduje się skwer z kilkoma drzewami i trawnikiem. Raz w miesiącu odbywa się tam jarmark, a raz w tygodniu targ. Rynek jest centrum wszystkiego. To od niego odchodzą najważniejsze ulice. Wokół centrum, co oczywiste, utytułowane są też najważniejsze budynki w średnim mieście. Są to, rzecz jasna, kościół, market, do którego idzie się prosto z niedzielnej mszy, bar, w którym spotykają się miejscowi trzeźwi inaczej oraz redakcja lokalnej gazety i urząd miasta. Każdy róg centrum, choć przecież rynek jest okrągły, obstawiony jest strategicznie. Dwa rogi okupują miejscowi pijaczkowie, którzy właśnie wyszli z baru tudzież pubu, jak ładnie nazywa się tu zwykłą mordownię, ciemną, zadymioną spelunkę, gdzie ślina zaschnięta na podłodze, przykleja się do butów kolejnych stąpających po niej delikwentów. Wyszli tylko po to, by poobgadywać bezpiecznie, bo na powietrzu, wszystkich swoich znajomków. Przecież na powietrzu nie ma ścian, a jak powszechnie wiadomo, każda ściana w średnim mieście ma uszy. Dwa pozostałe rogi okupują starsze panie. Klika starszych dam jest niezwykle silna. To niemal grupa trzymająca władzę, w końcu są pierwsze po Bogu, przynajmniej jeśli chodzi o wizyty w kościele. Moherowe berety wiedzą wszystko o wszystkich. Doskonale orientują się kto, z kim, gdzie, dlaczego, kiedy, jak długo i jak często, a czasem nawet za ile. Mogły by z powodzeniem pracować dla FBI, CIA, bo przecież w CBA tylko by się marnowały.
            Nad rynkiem góruje niepodzielnie urząd miasta. Miejsce o tyle tajemnicze, że w panujących tam układach i układzikach nikt nie jest w stanie się zorientować. Przynajmniej nikt postronny. Nie jest też do końca jasne, kto tu za co odpowiada. A może każdy tu odpowiada za wszystko, gdy chodzi o kwestie wynagrodzenia i nikt nie odpowiada za nic, gdy trzeba brać odpowiedzialność za podjęte decyzje. W budynku tym rezyduje najważniejsza osoba w średnim mieście. Osoba, od której wszystko zależy. Pan i Władca na Krańcu Świata. Burmistrz. To od jego widzi mi się zależy być albo nie być wszystkich osób w magistracie. Panu i Władcy na Krancu Świata należy kłaniać się w pas. Nisko, bardzo nisko, niemal do podłoża, nawet jeśli choruje się na korzonki. Niczym Japończycy w wielkich korporacjach. Każdy, kto pracuje dla Pana i Władcy na Krańcu Świata ma w umowie o pracę dwa zasadnicze punkty. Pan i Władca na Krańcu Świata ma zawsze rację. Jeśli Pan i Władca na Krańcu Świata nie ma racji, patrz punkt pierwszy. Nie, nieprawda, choć rzeczywiście punkty są dwa. Pierwszy brzmi: w obecności przełożonego podwładny ma mieć wygląd uniżony i głupkowaty. Drugi dodaje: zawsze dobrze wyglądaj. Panie zatrudnione w urzędzie miasta są zatem każdego dnia śliczne i dobrze ubrane. Szczupłe, długonogie i długowłose. Niezbyt jednak mądre. Inteligencja nie świadczy na korzyść pań pracujących w urzędzie.
            W takim właśnie średnim mieście, jakich wiele w całym kraju, na początku drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku żyje nasza bohaterka,  Agata Storosz. Agata otrzymała w spadku po rodzicach niezbyt wiele. Jedynie nazwisko, które dał jej Pan chyba na pośmiewisko, wątpliwej jakości urodę i jeszcze bardziej wątpliwy charakter, niezbyt nieprzydatną w życiu i kompletnie nieprzydatną do robienia poważnej kariery i wielkiego majątku umiejętność poprawnego składania zdań, trochę pieniędzy i niezbyt duże mieszkanie w sypiącej się kamienicy z wysokimi sufitami. Agata skończyła, owszem bez kłopotów, ale również bez wybitnych wyników, studia dziennikarskie i po krótkim okresie zamieszkiwania w wielkim mieście, pokonana przez bezrobocie, wróciła do rodziców, na stare śmieci. Jej rodzice, dwoje nauczycieli z misją, idealistów, z marzeniami, ale bez smykałki do interesów, ledwo wiążących koniec z końcem, zginęli dwa lata wcześniej w wypadku samochodowym. Świeć Panie nad ich duszami. Wieczór. Śnieg. Śliska droga. Pijany kierowca. Od tamtej pory Agata idzie przez życie sama. Nawet nie dlatego, by była brzydka. Nie jest też piękna. Jest jedną z całego morza kobiet, jakie mijasz codziennie na ulicy. Nie krzywisz się na jej widok, ale też nie śledzisz jej wzrokiem, gdy koło ciebie przechodzi. Agata jest średniego wzrostu, szczupła. Może nieco zbyt blada w skutek przyjmowania małej ilości promieni słonecznych. Ma duże zielone oczy, które są chyba jedynym elementem jej osoby, mającym zdolność przykuwania uwagi innych i proste, czarne włosy. Często przeczesuje grzywkę pacami. Taki odruch, może tik nerwowy. Być może odruch dający jej chwilę na zastanowienie, zebranie myśli. 
            Samotność jej nie doskwiera. Nawet się nad nią nie zastanawia, nie roztrząsa. Nie ma bowiem w zwyczaju zastanawiać się nad rzeczami, na które na chwilę obecną nie ma wpływu. Kogo miałaby niby poznać w średnim mieście? Rolnika? Mechanika samochodowego? Lokalnego mafiosa? Nie, Agata nie jest aż tak zdesperowana. Pewnie dlatego, w wieku lat dwudziestu sześciu, uznana została przez lokalną społeczność za czarownicę. Cóż należy rozumieć pod tym określeniem? Miejscowi nie do końca wiedzą. Chodzi o to, że coś jest z nią nie tak. Żaden chłop jej nie chce. W ogóle przyjechała taka za światu i sama nie wie, czego chce. Jakaś tam feministka, dziwaczka, burzycielka spokoju, wariatka. Kiedy Agata idzie ulicą, porządni mieszkańcy odwracają wzrok. Wszystko dlatego, że gdy wróciła, chciała zmienić świat. Zaczynając, rzecz jasna, od średniego miasta. Zatrudniła się w lokalnej gazecie i niemal w pierwszym artykule postanowiła bezlitośnie obnażyć tutejsze stosunki. Napisała więc sążnisty artykuł o próbie wypisania z rejestru zabytków lokalnego dworku tylko po to, by ktoś mógł zgarnąć za to ciężką kasę. Artykuł się ukazał, ale zaraz potem Agata wylądowała na dywaniku u swojego szefa, który wcześniej wylądował na dywaniku u swojego szefa, a ten u szefa swojego szefa. Agata do dziś nie wie, dlaczego nie wyleciała z pracy, zanim zdążyła powiedzieć „nie żałuję”. Może czuwał nad nią święty Juda Tadeusz, patron spraw beznadziejnych, a może Agata choć raz, ten jeden jedyny raz w życiu, miała szczęście. Za karę przesunięto jednak młodą dziennikarkę, dziennikarę, karę Boską, która miała spaść, ale nie spadła, na lokalnych oficjeli, z działu szumnie nazywanego politycznym, do działu kulturalnego.
            Od tej pory Agata z bólem serca i wytrwałością pierwszych misjonarzy chodziła z aparatem na rozpoczęcia roku szkolnego, imprezy biblioteki publicznej, inauguracje wystaw muzealnych, imprezy organizowane przez dom kultury. Z całym zaangażowaniem, na jakie tylko było ją stać i absolutnie bez żadnej pasji pisywała o dniach pluszowego misia, nowym wydaniu miejskiego kalendarza, wieczorkach poezji śpiewanej, plenerach malarskich. Pisała, a w duchu cierpiała katusze. Wiedziała, że nie tym chce się w życiu zajmować. Czym chce się zajmować, nie wiedziała. Była jednak pewna, że chce to robić już, natychmiast, teraz, od tego momentu.              

Komentarze

  1. Kochana ja z utęsknieniem czekam na dalsze losy Agaty :)
    Pozdrawiam!
    W

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej