Tacy bibliotekarze, jak książki, które wypożyczają?


źródło
Zmiana w prawie spowodowała, że nie trzeba już skończyć studiów bibliotekarskich, by być bibliotekarzem. Wypożyczaniem książek może zająć się każdy. A najlepiej, zróbmy łapankę z ulicy. Skoro bibliotekarzem może być każdy, to dlaczego nie jest tak samo z innymi zawodami? Dlaczego nie można zrobić ulicznej łapanki na lekarza, prawnika, kierowcę autobusu czy operatora koparki? Kiedyś mówiło się, że nauczycielami zostają ludzie, którzy nie mają pomysłu na siebie lub tacy, którym się w życiu nie powiodło. Dziś pani w małej bibliotece w prowincjonalnej miejscowości doskonale orientuje się (albo i nie), że właśnie ukazała się kolejna powieść Danielle Steel albo innej Nory Roberts, ale jej wątpliwości budzi prawidłowe sklasyfikowanie „Wielkiego Gatsby’ego”. Bibliotekarski everyman to tak naprawdę nobady. Kłopot w tym, że nawet nie można mieć do niego o to pretensji. Nie posiadając zawodowych kwalifikacji (posiadając również), zarabia mniej niż sprzedawca w Biedronce, czy kierowca autobusu. Nic dziwnego, że cechuje go zerowa motywacja. A z drugiej strony, skoro czytelnicy pragną czytać właśnie Danielle Steel (nie mylić z nazwą pił elektrycznych, Stil nie Sztil), ko kimże jest bibliotekarz, by im tych właśnie powieści nie kupić? I tym sposobem w małej bibliotece w prowincjonalnej miejscowości łatwiej o Steel, Roberts, Sparksa czy autorkę "Nierządnicy", niż o "Nędzników" czy wzmiankowanego "Gatsby'ego". Bo po co kupować nowy przekład autorstwa Jacka Dehnela, skoro jeden "Gatsby" już kurz zbiera, miejsce na półce zabierając. A to przecież przestrzeń, którą mogłaby zająć powieść autorki "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Cóż, koniec końców... głos Ludu, głosem boga.

Komentarze

  1. Akurat jeśli o to chodzi, to kwalifikacji się nie czepiam, bo o ile wiem, na studiach bibliotekarskich nie ma przede wszystkim literaturoznawstwa. Znam bibliotekarki w liceum (nie moim), które się zastanawiały, kto napisał "Fausta". A że ludzie wolą Greya niż klasykę... Okropne, kultura upada i tak dalej, ale co to ma do studiów bibliotekarskich?

    OdpowiedzUsuń
  2. Minerwo - to zależy na jakich, na studiach polonistycznych o specjalizacji bibliotekarskiej, rzecz oczywista, jest. Na niektórych studiach podyplomowych również. Nie mam się też za wielką orendowniczkę i fanatyczkę klasyki oraz kanonu (cóż poradzę, Tess Gerritsen rządzi;)), bo wiem, że niektóre wielkie dzieła nie dadzą się czytać bez zgrzytania zębami i spokojnie zaznajamianie się z nimi można sobie darować. Co Gray ma do studiów bibliotekarskich? To, że nawet, jeśli w bibliotekach pracują ludzie bardzo dobrze zorientowani, kupują takie powieści, jakie chcą czytać czytelnicy, nawet, jeśli zdają sobie sprawę z ich miernej wartości i jakości literackiej. A po drugie, zjawisko Graya tak ma się do studiów bibliotekarskich, iż im więcej ludzi sięgnie po pana Szarego tym mniej będziemy potrzebować w bibliotekach ludzi, którzy znają się na książkach i nie mówią "bibloteka". Tak myślę. Wydaje mi się, że jedno z drugim jest powiązane, ale być może się mylę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety magisterkę z polonistyki można mieć bez przeczytania ani jednej książki. :-(

      Usuń
  3. Minerwo - nie przeczę, ale też nie wieszałabym psów tylko na polonistach. We wszystkich dziedzinach mamy specjalistów wysokiej klasy, ludzi przeciętnych i takich z przypadku. Życie :).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej