Co ty wiesz o okupacji, Angielko?


Od momentu, kiedy zobaczyłam zwiastun „Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek”, chciałam ten film zobaczyć. Specjalnie na tę okazję wyprosiłam u przyjaciółki dostęp do Netfliksa (nie opierała się, bo jest kochana). Po obejrzeniu filmu i późniejszym przeczytaniu książki, nasunęły mi się pewne refleksje.
            „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” do historia pisarki, Juliet, która jest w trakcie poszukiwania inspiracji do nowej książki, kiedy dostaje list od pana Dawseya z wyspy Guernsey, jedynej angielskiej wyspy, która trafiła pod okupację niemiecką. Bohaterka postanawia pojechać na wyspę, poznać członków stowarzyszenia i dowiedzieć się, jak literatura pomogła im przetrwać wojnę.
            Należy zacząć od tego, że „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” jest powieścią epistolarną, co oznacza, że całość napisana jest w formie listów między różnymi bohaterami. Mamy więc listy Juliet do członków Stowarzyszenia, do jej wydawcy, do przyjaciółki. Są też krótkie notatki, które przesyłają sobie z narzeczonym.
            Książka może nie jest jakimś wybitnym dziełem, ale to dobrze napisana i bardzo przyjemna w czytaniu powieść obyczajowa z miłością, wojną i książkami w tle. Na dodatek autorki postarały się, by dokładnie przyjrzeć się jak wyglądało życie codzienne na okupowanej wyspie. Twórcy bardzo dobrze poradzili sobie z przełożeniem materiału źródłowego na tworzywo filmowe. Poza kilkoma uproszczeniami, film wiernie oddaje treść książki. No dobrze, jest jedno sporo przekłamanie, ale o tym za chwilę.   
           
Zarówno podczas oglądania filmu, które nastąpiło najpierw, jak i późniejszego czytania książki, nasunęły mi się pewne refleksje. Przede wszystkim refleksja dotycząca wojny. Wojna zawsze jest wojną. Jest niszczycielska i przerażająca. Ale to niesamowite, jak różnie potrafią być nasze wojenne doświadczenia. Dopiero od mieszkańców Guernsey, mieszkająca w Londynie Juliet, dowiedziała się, jaka straszliwa mogła być wojna – mieszkańcy wyspy niedojadali, podlegali godzinie policyjnej. Kiedy tak czytałam i oglądałam film, trudno było mi współczuć tym ludziom. Posiadam bowiem wiedzę, jak to wyglądało w Polsce. Oczywiście nie odmawiam Anglikom prawa do ich własnej wojennej narracji, ale z drugiej strony, mając wiedzę, jaka mam, nie potrafiłam sympatyzować z nimi tak, jak chcieli tego zapewne autorki książki i reżyser filmu.
            Druga kwestia. Postać Elizabeth. Niestety, tak w filmie, jak i w książce jest niewiarygodna. Rozumiem, że twórcom przyświecał cel stworzenia postaci odważnej, gotowej stawić opór, hołdującej prawdzie. I powiedzmy, te jej wyczyny na Guernsey jestem jeszcze w stanie rozumieć, ale kiedy [uwaga, spojler!] bohaterka trafia do obozu, widzi jak strażniczka okłada więźniarkę kolbą broni, wyrywa jej tę broń i zaczyna ją bić, za co zostaje rozstrzelana, załamałam ręce. Po pierwsze takie sceny musiały rozgrywać się tam codziennie, a Elizabeth była w tym obozie jakiś czas, więc dlaczego zareagowała dopiero na kilka dni przed wyzwoleniem? A po drugie, nie mylny bohaterstwa z głupotą. Okładanie kapo kolbą broni jest głupotą. Bo wiadomo, co się wtedy stanie. Czytałam i słuchałam jak bohaterowie filmu mówią o Elizabeth i miałam wrażenie, że czytałam i słuchałam nie o żywej osobie, a o wcieleniu idei. O pomniku trwalszym niż ze spiżu. Takie skonstruowanie tej postaci sprawiło, że Elizabeth, mimo całego dobra, jakie uczyniła, nie dało się polubić. Polubić bowiem można człowieka, nie chodzący ideał.

            W filmie okropnie szwankowała mi postać Marka, narzeczonego Juliet. Książka odpowiednio rozprawia się z tym problemem. W notatkach wyczuwa się, że Mark i Juliet do siebie nie pasowali (delikatnie mówiąc). Natomiast film pokazuje nam miłego gościa, bardzo zakochanego w naszej bohaterce i ogromnie jej oddanego, nadskakującego wręcz, którego jedyną wadą jest to, że… kupił pierścionek ze zbyt dużym oczkiem. Nie rozumiem dlaczego w tego typu filmach istnieje tendencja, że bohater/ka jest w niedopasowanym związku, z którego musi się wyzwolić, przypadkowo wpadając na tę właściwą osobę i nawiązując z nią relację. Jeśli o mnie chodzi, zaczęłam w filmach sympatyzować z tymi porzucanymi. Dlaczego nikt nie myśli, jak oni się czują?
            Jeszcze słówko o aktorach. Lilly James jak zwykle jest śliczna. Nie wiem, jak ona to robi (najgorsze jest to, że pewnie nic nie robi, ona po prostu „tak ma”), ale kamera ja kocha. Wprost kradnie ten film. Partneruje jej kilkoro świetnych angielskich aktorów, na czele z sporą częścią obsady „Downton Abbey”.
            „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek”  to przyjemny dla oka film. Trochę wzruszy, trochę rozbawi, trochę zasmuci. Jeśli jesteście posiadaczami Netfliksa, polecam się zapoznać.

Komentarze

  1. Mnie, niestety ani książka ani film jakoś specjalnie nie porwały. Czytałam ze dwa, trzy tygodnie temu (opisałam u siebie na blogu, jeśli chciałabyś przeczytać). Całość zbyt słodka, zbyt uładzona; ogólnie książce brakowało charakteru.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej