Wrzesień z Agatą
Recenzja bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Wrzesień z Agatą"
Wprost
nie mogę uwierzyć, że z twórczością Agaty Christie zetknęłam się tak późno, bo
dopiero w zeszłym roku. Wcześniej, owszem, czytałam na temat jej powieści,
znałam nazwiska Herkulesa Poirota i Jane Marple, widziałam kilka ekranizacji
jej dzieł, ale samych książek nie czytałam. Gdy trafiłam na wyzwanie na blogu „Na
tropie Agathy”, postanowiłam, że oto jest dobry pretekst, by coś z tym zrobić.
W tym roku postanowiłam kontynuować tę świetną świecką tradycję i ponownie
zgłosiłam się do wyzwania. Tym razem wybrałam powieść obyczajową, „Róża i cis”.
Agata Christie, pod pseudonimem Mary Westmacott napisała ich sześć. Pewnie
powstałoby więcej, gdyby nie pewien wścibski dziennikarz, który po dwudziestu
latach odkrył i ujawnił tajemnicę pisarki, czym nie przysłużył się historii
literatury, bo Królowa Kryminału zarzuciła pisanie obyczajówek. Po lekturze „Róży
i cisu” muszę stwierdzić, że to nieodżałowana szkoda!
Bohaterem powieści jest Hugh,
trzydziestosiedmioletni dżentelmen, który w skutek wypadku samochodowego, traci
władzę w nogach i odtąd porusza się na wózku. Od tej chwili opiekują się nim
jego brat i bratowa. Zabierają go do odziedziczonego właśnie domu w miejscowości
St. Lou, gdzie Hugh poznaje młodą kobietę, Izabellę i wschodzącą gwiazdę
polityki, Johna Gabriela. Od tego momentu tę trójkę zaczyna łączyć dziwna
relacja.
Nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak
świetna to książka. Zawiera masę trafnych spostrzeżeń na temat świata i
ludzkich charakterów. Agata Christie, zupełnie jak Jane Austen, była niezwykle
przenikliwą obserwatorką ludzkiego życia. Dzięki temu otrzymaliśmy powieść,
którą podejmuje temat niepełnosprawności (od wypadku Hugh jest zależny od
innych i nie potrafi się z tym pogodzić), brudnych gierek w światku polityki
(można się jedynie uśmiechnąć, jak bardzo nic się w tym względzie nie
zmienia!), autokreacji w celu osiągnięcia osobistych korzyści, rozwarstwienia
angielskiego społeczeństwa (upadku „starego” świata arystokracji i wypierania
go przez hasła ludzi pracy, a mimo to wzdychania do lordowskich tytułów), a
nawet przemocy domowej i sytuacji oraz możliwości kobiet na początku XX wieku.
Christie jest mistrzynią w budowaniu
portretów postaci. Zarówno tych pierwszoplanowych, jak Gabriel, którego czytelnik
szczerze nie znosi, a mimo to musi przyznać mu trochę racji czy Izabela (choć
tu nie jestem przekonana czy rzeczywiście mogą istnieć ludzie tak dalece
obojętni na wszystko), po trzecioplanowe jak majacząca jedynie na horyzoncie
opowieści wiecznie nieszczęśliwa Jennifer.
Powieść napisana jest pięknym
językiem, a ponadto zawiera wiele odwołań do literatury, co tylko wzbogaca
lekturę i czyni ją jeszcze przyjemniejszą. Odwołania do tytułowych roślin, róży
i cisu, będące nawiązaniem do wiersza o tym samym tytule, autorstwa T.S. Eliota,
rozsiane są po całym tekście.
Czytając każdą kolejną książkę, czy
to kryminał, czy powieść obyczajową, przekonuję się, że te ponad dwa miliardy sprzedanych
egzemplarzy to nie była kwestia szczęścia lub przypadku, ale niezwykłego talentu,
który zdarza się bardzo rzadko. Dlatego czytajcie Agatę Christie. Czytajcie, bo
warto!
Proza Agaty Christie wciąż przede mną, niestety :)
OdpowiedzUsuńNa mnie też książka "Róża i cis" zrobiła duże wrażenie.
OdpowiedzUsuń