Jak Dora Wilk po Toruniu za psychopatą ganiała
Całym sercem popieram polską
literaturę. Dlatego, gdy przychodzi do biblioteki czytelnik tak zwany
niezdecydowany, typ „Nie-Wiem-Czego-Chcę” i prosi, bym mu coś poleciła, zwykle
wybieram polską autorkę lub autora. Nierzadko zdarza się wtedy, że słyszę, iż
czytelnik owy nie chce wziąć książki, bo polskiej prozy nie czyta. Staram się z
całych sił z tym krzywdzącym stereotypem walczyć. Również z tego powodu, gdy
czytelniczki wznoszą peany na cześć pewnej polskiej pisarki, którą uważam za
grafomankę, gryzę się w język i nic nie mówię. O gustach się wszak nie
dyskutuje. Sama również staram się czytać Polaków. W ramach tego mocnego
postanowienia przeczytałam ostatnio bardzo zachwalaną książkę Anety Jadowskiej
„Złodziej dusz”. Jest to już druga edycja powieści, która za pierwszym razem
przeszła bez większego echa. Przy drugim wydaniu Fabryka Słów postawiła na
promocję. W pewnym momencie miałam już wrażenie, że otworzę lodówkę, a z niej
wyskoczy pani Jadowska.
Teodora
Wilk jest policjantką, ale także wiedźmą. Zamieszkuje w Toruniu, a noce spędza
w Szatańskim Pierwiosnku, barze w Thornie, ukrytej magicznej dzielnicy miasta.
Wiedźma zostaje wynajęta przez Starszyznę Thornu, by odnalazła tajemniczego
maga, który atakuje swoich pobratymców i odbiera im moc. Równolegle Dora prowadzi
też sprawę zabójstwa w realnym świecie.
Bardzo
podobała mi się wizja magicznej części Torunia. W ogóle lubię czytać o
magicznej Polsce. To miłe uświadomić sobie, że Polak potrafi. Wszak Anglicy
mają przejście do Hogwartu i Narnia, a Amerykanie Panem. Wierzę, że nas stać na
równie spektakularną obecność na magicznej mapie świata. Podobało mi się też
pomieszanie systemu wszystkich wierzeń. U Jadowskiej znajdziemy zarówno diabły,
anioły, wiedźmy, jak i amerykańskich szamanów i słowiańskich bogów. Istoty
wszystkich systemów koegzystują ze sobą i wyszło to świetnie. Brawa, dla pani
Jadowskiej.
I,
niestety, to wszystko, co mi się w „Złodzieju dusz” podobało. Dora mnie
denerwowała. To w zasadzie taka nieudolna kopia Meredith Gentry. Bardzo
nieudolna. Inspiracja Laurell Hamilton śmierci na kilometr. Ale Laurell
Hamilton to Laurell Hamilton. Ma lepsze i gorsze książki. Można jej jednak
wiele wybaczyć, tu lub tam przymrużyć oko. Natomiast Dora… Dziewczyna chce być
super. I taką też się opisuje (jest narratorką opowieści). W końcu jest piękną
wiedźmą płodności. Na dodatek świetnie walczy. I wszyscy, absolutnie wszyscy,
faceci na nią lecą. No normalnie „och”, „ach”, że aż strach! Autorka kreuje ją
na przesadnie niegrzeczną dziewczynkę. Dora wciąż sili się na wyrażanie swojego
buntu i niezgody wobec zasad, czym bardziej przypomina rozwydrzoną nastolatkę,
niż dorosłą i pewną siebie kobietę. To typ „na złość babci odmrożę sobie uszy”.
Postawa panny Wilk raczej bawi, bo na pewno nie zachwyca. Do Meredith Gentry to
jej jednak dużo brakuje. Na dodatek magiczne imię bohaterki brzmi Jada. Od Jady
już tylko krok do Jadowskiej. Równie rudej, jak jej bohaterka.
Jak
wspomniałam autorka wprowadza w swojej książce dwie zagadki kryminalne. Obie
jednak rozwiązuje w najprostsze w możliwych sposobów. Dora w zasadzie nie szuka
rozwiązań. Rozwiązania same ją znajdują. Pragnęliście złożonej intrygi? Nie ten
adres. A to sprawia, że „Złodziej dusz” jest chwilami po prostu nudny. Okropnie
nudny.
I
wreszcie język. Od książki fantasy nie oczekuję wyszukanego języka, to
oczywiste. Ale chciałabym, żeby książka była choć przyzwoicie, poprawie
napisana. Aneta Jadowska wciąż serwuje nam te same porównania – „stawiam
orzechy w zamian za dolary, że…”. I ten „żelazisty” smak krwi. Preferowałabym odmianę „żelazny”, nie żebym
się czepiała.
Czy
dam jeszcze szansę Dorze Wilk? Owszem, choćby z ciekawości, jak potoczą się
dalsze losy czołowej (?) polskiej wiedźmy. Również dlatego, że uważam, iż
należy wspierać polską fantastykę. Choć wolałabym, aby jej kondycja nie była
określana na podstawie powieści Anety Jadowskiej, bo moim zdaniem dużo im
brakuje.
Ja osobiście bardzo lubię książki o Dobrze Wilk, bo są idealnym umilaczem czasu. Całkowicie się przy nich odstresowuję, a do do samej głównej bohaterki - owszem, Dora ze swoim kompleksem superbohatera potrafi irytować, jednak nie mając porównań do książek autorstwa pani Hamilton, podobieństwo nie rzuca mi się w oczy przesadnie w oczy, poza tym, z tego jak znam autorkę z jej wykładów, wypowiedzi czy chociażby rozmowy - Dora była prędzej wzorowana na głównych bohaterkach z cyklu o Mercy Thompson Patricii Briggs i o Kate Daniels Ilony Andrews, co też by się zgadzało ;) Więc ja osobiście te książki polecam, ale cóż - uważam, że są przeznaczone dla mojej kategorii wiekowej i niewiele powyżej i rozumiem, jak komuś mogłyby się nie podobać :)
OdpowiedzUsuńA ja uważam, że czołową polską wiedźmą jest Babunia Jagódka (polecam szczególnie opowieść o jej kocie!). Co do panny Wilk to szybko poszła w las... umarłam po kilkunastu stronach.
OdpowiedzUsuń