Motocyklowy song, czyli "Piotruś Pan" w wersji a la Ćwiek
Podobnie jak Jakub Ćwiek
przeczytałam „Piotrusia Pana” Barry’ego dopiero po ukazaniu się „Marzyciela”, w
którym w rolę pisarza wcielił się niesamowity Johnny Depp. Jak dowiadujemy się z posłowia, w oparciu o
swoją dziecięcą fascynację opowieścią o chłopcu, który nie chciał dorosnąć,
Ćwiek napisał „Chłopców”.
Książka
Jakuba Ćwieka to opowieść o tym, co stało się z chłopcami z bandy Piotrusia
Pana po tym, jak opuścili Nibylandię i przenieśli się do naszego świata, by
zadomowić się w opuszczonym lunaparku na zabitym dechami odludziu gdzieś w
nieokreślonej Polsce. Chłopcy z bandy Piotrusia Pana dorośli, ale nie dojrzeli.
Chędożą co popadnie, gdzie popadnie i notorycznie ładują się w kłopoty. A do
tego założyli gang motocyklowy.
W
zasadzie z początku byłam bardzo na „nie”. Nie podobało mi się. Bo jestem
przywiązana do klasycznego „Piotrusia Pana”, bo nie przepadam za opowiadaniami,
a takim właśnie cyklem luźno powiązanych ze sobą opowiadań są właśnie
„Chłopcy”. Ale potem wsiąkłam w ten świat. Polubiłam bohaterów, dzieci z
bidula, księdza Jana. Nawet Dzwoneczka, choć do niej odczuwam chyba największą
antypatię. Kłopot w tym, że w „Chłopcach” niewiele się dzieje. Pomysł niby
dobry, ale fabuła… Jaka fabuła? Fabuła tam praktycznie nie istnieje.
„Chłopcy”
w niczym nie różnią się od tego, do czego przyzwyczaił nas Ćwiek i za co
najbardziej lubię i cenię jego książki (nie, zaraz, nie za co najbardziej,
właściwie jeśli za cokolwiek lubię jego książki, to właśnie za to). Tak, jak i
w poprzednich tekstach autora, pełno tu nawiązań popkulturowych. Nie tylko do
„Piotrusia Pana”, ale także do innych tekstów kultury masowej. Kto zna, ten
wie, ten się połapie, a ci, co się nie połapią, nic nie stracą. Lubię tę grę
„pisarz-czytelnik”, to dyskretne puszczanie oczka. Wszystko fajnie, tylko kurcze,
każdy kto trochę lepiej zna się na popkulturze jest w stanie zgrabnie zacytować
piosenkę, gdzieniegdzie nawiązać do filmu czy innej książki. Też tak potrafię.
Wystarczy przeczytać/obejrzeć/ wysłuchać odpowiednią liczbę
książek/filmów/piosenek.
Przeczytałam
„Chłopców” i niestety, nie będą mi potrzebne łzy wróżki, by zapomnieć ten tekst.
Na dodatek chyba dość szybko. Bo te historie tak naprawdę ani ziębią, ani
grzeją. A szkoda. Zwłaszcza, że Ćwieka uznaje się za jednego z najlepszych.
„Chłopcy” to już druga jego książka, po „ Dreszczu”, która mnie rozczarowała.
Biorąc pod uwagę ostatnie lektury – Ćwieka, Jadowską, Kisiel – stawiałabym
zdecydowanie na tę ostatnią. Jest najlepsza. Jakuba Ćwieka natomiast wolę na
żywo, w wydaniu konwentowym. Wtedy jest genialny. Tego Ćwieka uwielbiam!
Natomiast z jego książek wyłania się Ćwiek nieciekawy, mało interesujący.
Miałam do czynienia i z Ćwiekiem w wydaniu konwetowym i z Ćwiekiem w wydaniu książkowym i hm... cóż mogę rzec. Jeśli chodzi konkretnie o "Chłopców" to ta lektura jest taka, że "jednym uchem wpada, drugim wypada", jednak mnie wciagnęły obie części i fajnie umiliły trochę czasu. Lubię takie odmóżdżacze, po prostu ;) A co do autora na żywo - moim zdaniem gada z jednej strony mądrze, z drugiej jednak nie zawsze się z nim zgadzam ;) choć jak najbardziej darzę sympatią!
OdpowiedzUsuń