Droga do szczęścia, czyli co by się stało, gdyby Rose i Jack przeżyli katastrofę Titanica
„Jeśli chcesz mieć dom, musisz
mieć pracę. Jeśli chcesz mieć ładny dom, musisz mieć pracę, której nienawidzisz.”
April i Frank
są małżeństwem od siedmiu lat. Mają dwoje dzieci, dom na przedmieściach. Wiodą
z pozoru dostatnie i szczęśliwe życie. Właśnie, z „pozoru”, to słowo klucz. Frank
codziennie rano wychodzi do pracy, której szczerze nienawidzi. April nie bardzo
spełnia się w roli matki i gospodyni domowej. Kocha swoje dzieci, ale czasami
zwyczajnie ją już męczą. Oboje chcieliby czegoś więcej, czegoś innego. W dzień
trzydziestych urodzin Franka April przedstawia mu swój szalony plan – wyjadą do
Paryża. Tam kobieta znajdzie pracę, a Frank zastanowi się, co chciałby w życiu
robić.
„Nierealistycznym jest, żeby
normalny człowiek chodził do pracy, której nie znosi. Przychodził do domu, którego
nie znosi. I do żony, która ma dość tych samych rzeczy. Oboje ulegliśmy temu
samemu, niedorzecznemu złudzeniu. Przekonaniu, że należy zrezygnować z życia.”
Film ten można
odczytywać na wielu poziomach. Choćby skonfrontować pomysł małżeństwa Whellerów
ze sposobem, w jaki reagują na niego ich sąsiedzi i przyjaciele. Stukają się w
głowę, nie potrafią zrozumieć, że małżonkowie mogą chcieć porzucić życie, jakie
sobie wypracowali na rzecz jakiejś mrzonki o Paryżu. „Droga do szczęścia” jest
więc filmem o marzeniach. O porzucaniu marzeń na rzecz ustatkowanego życia, o
próbie powrotu do nich, o niespełnionych pragnieniach, które kładą się cieniem
na naszych duszach. Jest też opowieścią o wchodzeniu i grzęźnięciu w
schematach, w które wtłacza nas społeczeństwo. Nie można odbiegać od normy.
Trzeba być normalnym. Myśleć jak wszyscy, chcieć tego, co wszyscy – domku z
ogródeczkiem, gromadki dzieci i psa. Bo czegóż więcej potrzeba do szczęścia? To
oczywiste, niczego, bo taki jest schemat. Znamienne, że mrzonkę April i Franka
o Paryżu popiera i zdaje się rozumieć jedynie syn ich sąsiadów, „wariat”, chory
psychicznie, którego rodzice czasem przywożą z zakładu.
„Co jeśli nie jesteśmy wyjątkowi?
Co jeśli nigdy nie byliśmy wyjątkowi?”
Jest
wreszcie „Droga do szczęścia” opowieścią o relacji dwojga ludzi. Ludzi, którzy
zdaje się kiedyś się kochali. Może nawet to uczucie nadal gdzieś tam się w nich
tli. Ale po siedmiu latach zatracili już umiejętność komunikowania się ze sobą,
rozmowy. Krzyczą na siebie, nienawidzą się nawzajem, nie słuchają, obwiniają. To
właśnie z ust April mamy okazję usłyszeć te jakże znamienne słowa: „Po latach,
ludzie, który się kochali, w najlepszym razie są sobie obojętni. Najczęściej
się jednak nienawidzą”.
„Okropnym jest nie móc robić
tego, co się chce. Uciekamy od beznadziejnej pustki tutejszego życia”
To film
boleśnie prawdziwy w swej wymowie. Bardzo życiowy. To film, który uświadamia,
że gdzieś po drodze gubimy swoje ideały, zatracamy marzenia, dopasowując się do
formy społecznych oczekiwań. To film, który mówi jasno i wyraźnie, że na końcu
każdej ulicy Rewolucji, na finiszu każdej drogi do szczęścia odnaleźć można li
i jedynie kolejną ludzką tragedię. Tak niewielu jest tych, którzy uciekli.
Świetny film. Kocham Winslet! Końcówka filmu jest straszna.
OdpowiedzUsuńLeo i Kate grali też razem w titanic
OdpowiedzUsuńLeo i Kate grali też razem w titanic
OdpowiedzUsuń