Biegnij, Barry, biegnij! - pierwszy sezon "Flesha"
Batman
to jedna z moich ulubionych komiksowych postaci. Choć w sumie za uniwersum DC
nie przepadam. Superman jest mdły i zbyt idealny, To Marvel funduje swoim
bohaterom kolejne świetne filmy – „Avengers”, „X-man”. DC ma oczywiście, dla
równowagi „Batmana” Nolana, ale „Kobieta Kot” to już nieporozumienie. Ze
zdziwieniem więc odkryłam, że to DC zagwarantowało swoim bohaterom lepsze
seriale. Rewelacyjne „Gotham”, o którym już pisałam oraz nieco inny w klimacie,
bardziej komediowy, ale równie dobry „Flash”.
Barry Allen pracuje jako technik
kryminalistyczny. Gdy zaprojektowany przez Harrisona Wellsa akcelerator cząstek
wybucha, Barry ulega wypadkowi, wskutek którego staje się szybki. Superszybki.
Wraz z Wellsem i jego ekipą ze Star Labss, doktor Caitlin Snow oraz inżynierem
Cisco Ramonem zaczyna pomagać mieszkańcom Central City jako Flash.
Podoba mi się we „Flashu”, że jest w
sumie lekki. Duża wagę przywiązuje się tu do akcentu komediowego. Lubię ich
żarty, lubię nawiązania Cisco do filmów. Aż żal, że ta sympatyczna Caitlin o
sarnich oczach stanie się kiedyś superłotrem – Killer Frost. Mam nadzieję, że
później, niż prędzej, choć pewne wydarzenia niestety przeczą moim nadziejom.
Bardzo, bardzo podobają mi się cross
owery – wszystkie odcinki-połączenia, w których pojawia się Felicyty,
przyjaciółka Oliwera Qeena aka Zielona Strzała z serialu „Arrow”. Rewelacyjne
są te gościnne wystąpienia.
Trochę szkoda, że „Flesh” jedzie na
schemacie – z odcinka na odcinek łapiemy innego meta-człowieka. Przydałoby się
nieco więcej urozmaicenia. Zmieniają się tylko moce i nazwiska. Minusem okazało
się, jak dla mnie, także zakończenie serialu. Rewelacyjna większość sezonu, dowcipna,
lekka, ale też z pewną tajemnicą, głównym wątkiem fabularnym, przeplatającym
się przez wszystkie odcinki, a tu nagle finał… pełen ckliwych przemów i
nieznośnego amerykańskiego patetyzmu. Za dużo tego było, zdecydowanie za dużo
(i nie ratują go w moich oczach nawet wstawki, które widzi Flash, przenosząc
się w przyszłość).
„Flash” to zdecydowanie jedna z
najjaśniejszych gwiazd na firmamencie seriali superbohaterskich. Nawet, mimo wątpliwej
moim zdaniem, końcówki. Czekam na drugi sezon, trzymając kciuki, że to, co
widział Barry podczas swej podróży w czasie, to nie jest jednak najbliższa przyszłość,
obejmująca kolejny sezon.
Notatka na marginesie: czy zauważyliście, że każdy serial musi mieć swoją "Iris West" - postać, która irytuje do granic możliwości? W "Gotham" tę rolę pełni Baśka, w "Arrow" Laurel (przynajmniej w pierwszym sezonie, następnych jeszcze nie widziałam).
Moze jednak Twardoch, Dehnel albo Tokarczuk?
OdpowiedzUsuń