Trylogia z Marcy Falls




Jakiś czas temu, będąc w sprawach zawodowych w filii naszej biblioteki, natknęłam się na „Ukojenie” Meggie  Stiefvater. Jest to ostatnia część trylogii „Drżenie”, w której skład wchodzą tytułowe „Drżenie”, „Niepokój” i „Ukojenie”. Dwie pierwsze powieści przeczytałam, trzeciej nie. Bardzo się ucieszyłam i niewiele myśląc, „chapnęłam” książkę z półki. Bałam się jednak do niej zabrać. „Drżenie” czytałam cztery lata temu. Pamiętam, że zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Bałam się, że jako dorosła, inaczej będę postrzegała ten cykl dla nastolatków. Nie chciałam się rozczarować, zwłaszcza, iż wiem, że Maggie Stiefvater pisze nierówno. Jej debiutancki cykl jest, mówiąc wprost, kiepski.
            Grace staje się wilkiem. Sam nie tylko zmuszony jest żyć bez niej, ale także radzić sobie z podejrzeniami policji i rodziców dziewczyny, iż jest zamieszany w jej zniknięcie, być może ma nawet coś wspólnego z jej śmiercią.
            Nie rozczarowałam się. „Ukojenie” okazało się równie fenomenalne, co „Drżenie” kilka lat wcześniej. Siła tego cyklu tkwi przede wszystkim w postaciach. Grace – poukładana, bardzo dojrzała, odpowiedzialna. Cieszę się, że Stiefvater propaguje taki wizerunek młodej osoby. Okazuje się, że można być fajną i lubianą, gdy się jest odpowiedzialną dziewczyną, czytającą książki i lubiącą się uczyć. Sam, ze swoim zamiłowaniem do pisania piosenek i czytania niemieckiej poezji, wnosi wątek romantyzmu. Dla równowagi są jeszcze Isabele i Cole – bogata, zbuntowana panienka i były gwiazdor ze skłonnościami samobójczymi. Brawa należą się autorce także za stworzenie postaci rodziców Grace. Dzięki nim mogła ukazać całe spektrum trudnej relacji rodzic-dziecko oraz zaznaczyć, że nie każdy nadaje się do tej roli. Autorka mogła tu polec, a jednak doskonale się wybroniła.
            „Niepokój” broni się także warsztatowo. Podzielnie narracji na Grace, Sama, Isabele i Cole’a daje nam pełen ogląd sytuacji i pozwala poznać różne punkty widzenia. Autorka często wplata w tok narracji słowo „upojenie”. Staje się ono w tekście swoistym refrenem. Łatwo je odnaleźć, ale nie zostało wprowadzone sztucznie, na siłę. W każdym zdaniu, w którym się pojawia, pasuje idealnie. Szacunek należy się Maggie Stiefvater także za warstwę językową. „Ukojenie” jest pięknie napisane – barwnym, przepięknym, literackim językiem. A nawiązania literackie sprawiają, że aż ma się ochotę sięgnąć po prozę Rilkego.
            Zupełnie niepotrzebnie się bałam. „Niepokój” jest pięknym zwieńczeniem historii Grace i Sama. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że tak bardzo spodoba mi się opowieść, której głównymi bohaterami będą wilkołaki, nie uwierzyłabym. A jednak wilkołaki z Marcy Falls zawładnęły mną całkowicie. Warto było czekać lata, by poznać zakończenie.

Komentarze

  1. Nie miałam okazji poznać tej trylogii, ale chyba o niej słyszałam, myślę, że jeśli jest tak dobra jak mówisz, a jej zwieńczenie tak dobrze się prezentuje, to pewnie, że mogę po nią sięgnąć :D Zaryzykuję, bo opis jest bardzo ciekawy :)

    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. DLa mnie niestety, pomimo tego motywu miłości do książek Drżenie było beznadziejne. Cały czas się nudziłam, a chwilami Grace wydawała mi się bardziej męska niż Sam i zaliczam ten tytuł do jednej z najgorszych powieści o wilkołakach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej