Tej historii bieg stary jest jak świat
Są książki i
filmy, do których nie potrafimy podchodzić neutralnie, bez bagażu własnych
wspomnień i doświadczeń. Książki i filmy, które dostają od nas na wstępie plusa
albo dwa (albo dziesięć) tylko dlatego,
że… są. Dla mnie takim filmem była
zawsze „Piękna i Bestia”. W przypadku tej produkcji Disneya nie potrafię być
obiektywna. Zaznaczam to już na wstępie, byście nie poczuli się oszukani. Czekałam
na akurat ten aktorski film Disneya (choć jestem wielką przeciwniczką
aktorskiej wersji „Kopciuszka”, a „Czarownica”, choć dobra, niewiele miała
wspólnego z bajkową „Śpiącą Królewną”) bardzo długo i z niepokojem (tyle można
tu było zepsuć, sami powiedzcie, gadające przedmioty…). I cóż? Zamierzam się
pozachwycać.
Co mi się w tym filmie podoba?
Przede wszystkim zachowano magię i klimat oryginału, jednocześnie go
rozbudowując. Bestia nareszcie zyskał szerszy rys charakterologiczny. Bella
natomiast jawi się tu jako dziewczyna nieprzystająca do miejsca, w którym
przyszło jej żyć, stłamszona przez otoczenie (w oryginale nie zaakcentowano tak
bardzo, że bliżej jej do Bestii, niż do mieszkańców miasteczka).
Jak przystało na baśń mamy przecież
ten jakże ważny ukryty przekaz. Nie chodzi już tylko o to, że młoda kobieta
uwalnia się spod wpływu ojca, by rozpocząć nowe życie u boku mężczyzny
(symbolika róży i tak dalej i tym podobne, nie chcę wnikać, wiecie doskonale).
Chodzi także o to, że piękna zakochuje się w bestii. Niektórzy powiedzą, że
wszystko dlatego, że był księciem i miał swój … (tu wstawcie przekleństwo)
zamek. Twórcy jednak zaakcentowali, że Bella nie zakochuje się w Bestii z
powodu jego kasiuty. Początkowa niechęć i wieczne stawianie okoniem przemija dopiero,
gdy Bella i Bestia zaczynają rozmawiać… o książkach. warto tu wspomnieć, że w oryginalnej wersji Bestia był analfabetą i dopiero Bella nauczyła go czytać. Nie chodzi wiec wcale o
pieniądze, tylko o nawiązaną nić porozumienia. Na dodatek przesłanie filmu
wzmacnia właśnie los Le Fou – tylko będąc naprawdę sobą, bez udawania, możemy
być szczęśliwi.
Jasne, nie można zaprzeczyć, ten
film jest zrobiony w sposób bezpieczny. Doskonale powiela i powtarza to, za co
cały świat dwadzieścia pięć lat temu pokochał oryginał. Jest to po raz wtóry
opowiedziana dokładnie ta sama historia. Ale za to jak opowiedziana! Piękne
kolory, piękne piosenki, piękne stroje i wnętrza. Ten film to uczta dla oka i
ucha. I jeśli czegoś mi tam brakuje, to tylko mojego ulubionego dialogu między
zegarem, a Bestią: „- Chciałbym jej coś dać. – Nic prostszego, panie. Kwiaty,
czekoladki, obietnice bez pokrycia”. Choć może mogło by z tym tekstem
rywalizować stwierdzenie Płomyka: „Jeśli ta czarująca dziewczyna ma zdjąć z nas
czar, to chyba warto ją oczarować?”
Na pewno kiedys obejrzę, ale nie jest mi jakoś śpieszno :) Generalnie nie mam w zwyczaju odwiedzania kina - wole na spokojnie, w domu coś obejrzeć.
OdpowiedzUsuńMam w planach ten film, kiedyś urzekła mnie wersja animowana, jeszcze wcześniej książkowa, teraz czas na film :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia są przepiękne, chętnie poznam wersję filmową.
OdpowiedzUsuńPs. Jestem tu pierwszy raz bardzo ciekawy blog :)
Uwielbiałam bajkę. Czytałam i oglądałam ją kilka razy. Chętnie wybiorę się na film, bo jest magicznie :)
OdpowiedzUsuń