Współczesny realizm magiczny
Realizm magiczny
największe triumfy święcił w XX wieku, w dziełach twórców takich jak Julio
Cortázar, Michaił Bułhakow, Gabriel Garcia Márquez, Italo Calvino czy José
Saramago. Trzeba mieć nielichą odwagę, by stawać w szranki z pisarzami, którzy
dali światu „Sto lat samotności”, „Miasto ślepców” czy „Grę w klasy”. A jednak
autorka „Zapadłej dziury Bone Gap”, Laura Ruby, odważyła się na ten krok. Jej
książka szybko została doceniona. „Zapadłą dziurę” nominowano do National Book
Award i nagrodzono nagrodą im. Edgara Allana Poe. Czy rzeczywiście to aż tak
udana powieść?
Sam pomysł nie jest jakoś specjalnie oryginalny. Zapowiada
raczej dobry thriller, kryminał, a może powieść sensacyjną. Oto Róża, młoda dziewczyna
z zapadłej wiochy gdzieś w Polsce, przybywa do Ameryki, by spełnić swój wielki
sen. Z realizacji marzeń, jak to w życiu, niewiele wychodzi i bohaterka
podejmuje decyzję o powrocie do domu. Wtedy jednak zostaje porwana. Udaje jej
się uciec oprawcy. Tak trafia do Bone Gap, miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc.
Miejsca, gdzie wszyscy się znają i wiedzą o sobie więcej, niż powinni, a
przynajmniej tak im się wydaje. Jednakże prześladowca Róży podąża za nią krok w
krok. Odnajduje ją nawet w Bone Gap.
Początkowo przy czytaniu realizm magiczny przeszkadzał mi
dość mocno. Uważałam, że ta historia bardzo dobrze broniłaby się jako kawałek
świetnie napisanej powieści popularnej o porwaniu i przetrzymywaniu biednej,
polskiej imigrantki. Jednakże w miarę rozwoju akcji przyzwyczaiłam się do
konwencji i zrozumiałam, że to, co z pozoru mogłoby być prostą historyjką,
zamieniło się w ponadczasową opowieść o poświęceniu, cierpieniach i wysiłku,
jaki związany jest z każdym rodzajem miłości – rodzicielską, braterską, kochanków.
„Zapadła
dziura Bone Gap” pod płaszczykiem zupełnie innej historii ukrywa rozważania o
tym, że nigdy nie jesteśmy w stanie poznać drugiego człowieka. Niezależnie od
tego, czy to nasza matka, brat czy osoba, którą wybieramy, by kroczyć z nią
przez życie – jej obraz, który sobie stwarzamy, nijak nie przystaje do tego,
kim ten człowiek jest naprawdę. Nawet twarz ukochanej osoby, którą, jak się nam
wydaje, znamy doskonale, jest tylko maską, ukrywającą zupełnie odrębny i obcy
byt. Rozważania te autorka podnosi do rangi mistrzostwa, przedstawiając nam
historię chłopca będącego świadkiem porwania. Finn bardzo chciałby pomóc w
odnalezieniu porywacza, ale nie jest w stanie opisać jego twarzy. Twarz bowiem
nie oddaje tego, kim ten człowiek był naprawdę.
Za rozważaniami o obcości ludzi, których kochamy, idą także
inne. Za co ich kochamy? Czy bycie pięknym to wystarczający powód do miłości?
Czy kiedy piękno przemija, a uczucie się kończy, oznacza to, że nie istniało,
było tylko ułudą? Czy można kochać kogoś za to, jak wygląda? Albo odwrotnie,
czy kochanie kogoś pomimo tego, jak wygląda, tylko dlatego, że nie jest się w
stanie dostrzec jego brzydoty, nadal jest prawdziwym uczuciem, czy tylko
mirażem? Choć wydawałoby się, że są to pytania, które zadano już tysiąckrotnie,
sposób, w jaki czyni to Laura Ruby, sprawia, że czytelnik zostaje zmuszony do
refleksji nad własnym życiem. A do tego zachęcić potrafią nas tylko naprawdę
nieźli pisarze.
Trzeba
także oddać autorce, że czyniąc swoją bohaterką Polką starannie odrobiła
lekcje. Choć Róża pochodzi ze stereotypowej polskiej wsi, nieposiadającej nawet
nazwy, gdzie, wydaje się, prąd jeszcze nie dotarł, jest tylko sielsko i
anielsko, a człowiek wciąż wydaje się bardziej związany z naturą niż w
zachodnim społeczeństwie, to nie pojawia się żaden rażący błąd. Zgadzają się
opisane zwyczaje kulinarne, językowe.
Pisząc o „Zapadłej dziurze Bone Gap”, nie sposób nie
wspomnieć o języku, który jest naprawdę przepiękny. Każde zdanie wydaje się
wręcz idealnie skonstruowane. Każde powtórzenie jest uzasadnione i znajduje się
dokładnie tam, gdzie powinno się znajdować. Wielkie brawa dla polskiej
tłumaczki, potrafiła na ojczysty język Róży przenieść magię, stworzoną przez
Laurę Ruby.
„Zapadła dziura Bone Gap” to zdecydowanie jedna z najlepszych
pozycji zaproponowanych nam w 2017 roku. Szkoda, że nie uświadczymy jej na
żadnych listach „top” znanych dyskontów książkowych ani nie rzuci nam się w
oczy na półkach z nowościami. A zdecydowanie powinna. I choć Bone Gap, ta
zapadła dziura, nie jest miejscem, którego specjalnie się poszukuje, odnajdźcie
ją i pozwólcie się wciągnąć. Zdecydowanie warto.
Realizm magiczny jest mi bliski, sam trochę piszę w tej konwencji. A po książkę chętnie sięgnę.
OdpowiedzUsuń