Święta, Święta... notatka całkiem prywatna



Już od jakiegoś czasu Święta mnie nie ekscytują. Kiedy wyrasta się z dzieciństwa okazuje się, że prezenty jakoś nie cieszą, bo święty Mikołaj raczej przynosi to, co sam chciałby dostać lub to, co wydaje mu się, że chcielibyśmy dostać (trudno ocenić, który wariant gorszy), niż to, na czym nam naprawdę zależy. Na spotkaniach opłatkowych jak zawsze cmokanie powietrza wokół policzków osób, o których wiesz, że na co dzień w łyżce wody by cię utopiły. Próbowałam namówić Rodzicielkę, żebyśmy w tym roku nie kupowały choinki. Po co, skoro jedna na drugą spycha obowiązek jej ubierania? Chciałam pójść w Wigilię do pracy. Przepracowałabym swoje, a potem szybko w odświętny strój i kolacja. Szast, prast i po krzyku. Ale okazało się, że muszę wziąć urlop, bo przecież wszyscy biorą i teraz przez cały dzień, aż do kolacji, będę się zastanawiać, co ze sobą począć. Wreszcie spotkania z Rodziną. Rodzina, ach Rodzina. No, nie jesteśmy w każdym razie Borejkami. Po piętnastu minutach (w porywach do pół godziny) skupiania uwagi i uprzejmego zainteresowania okazuje się, że jakoś skończyły się tematy do rozmowy.

Chciałabym przykryć się kocem aż po same uszy i przespać Święta. Odpocząć od wszystkiego. Pracy, pracy po pracy, korepetycji, prezentacji maturalnych. Obudzić się 27 grudnia, gdy czas już będzie wrócić do rzeczywistości. Ale nic z tego. Plany planami, życie życiem. „Kupiłam choinkę, stoi na balkonie”, oznajmiła dziś moja rodzicielka, jaśniejąc zadowoleniem z siebie. Gdyby mi się tak chciało, jak mi się straszliwie nie chce, to może nawet bym się ucieszyła, bo choinka całkiem zgrabna nawet. Miejsce, w którym nie obchodzi się Świąt pilnie przygarnę.   

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej