Strzeż mnie Boże od rodziny, przed wrogami obronię się sam
Naszła mnie refleksja tylko połowicznie związana
z filmem, o którym chcę dziś opowiedzieć, mianowicie, że ostatnio oglądam same
smutne i przygnębiające filmy – ergo
„Grawitacja”, „Skrzypek na dachu”. Teraz „Sierpień w hrabstwie Osage”. Kiedy
zaproponowałam T., byśmy go obejrzeli, nie był zachwycony. Rozpacz i ból
malowały się na jego twarzy i chyba nie miał ochoty, ale odpowiedział tylko:
„Skoro chcesz”. Tak, chciałam.
„Sierpień
w hrabstwie Osage” jest opowieścią o rodzinnej tragedii. Ojciec rodziny umiera
i wszyscy jej członkowie zjeżdżają się na pogrzeb i stypę. I tak w zasadzie
można by opisać akcję. Nic dodać, nic ująć. Ale gdzieś pod tą główną rodzinną
tragedią, jaką jest śmierć ojca, męża, szwagra, który nie wiemy przecież do
samego końca, czy utonął, czy też popełnił samobójstwo, są i inne traumy.
Poszczególne dramaty kolejnych członków rodziny. Jest miejsce nie tylko na
zwykłe niezrozumienie, które dotyka tak wiele rodzin, ale i na cudzołóstwo,
znęcanie się, poniżanie i upokarzanie. Jest miejsce na zdradę, brak akceptacji
i molestowanie. W zasadzie tragediami, które dotykają tę rodzinę, można
spokojnie obdzielić kilka(naście?) innych.
Wszyscy
zachwycają się grą Meryl Streep. Oczywiście, jest w tym filmie wspaniała.
Cudowna despotka, której trzeba ulec i mimo wszystko nie można nie żałować. A
jednocześnie była w jej grze pewna przesada. W tym swoim despotyzmie, w swej
zapiekłej złości stała się aż za bardzo wyrazista. Niesamowity popis dała
również Julia Roberts, ubrana w powyciągane swetry, z nieszczęściem wciąż
malującym się na twarzy, wprost stała się swoją postacią. Niezrównany jest
także Benedict Cumberbatch, który rolą „małego Charlie’go”, tłamszonego przez matkę,
będącego jej największą życiową porażką, niepewnego, cichego i dającego sobą
pomiatać na zawsze, w moich oczach, uwolnił się od Sherlocka.
W
trakcie oglądania i po jego zakończeniu T. pytał mnie, o czym właściwie jest
ten film. W pierwszej chwili odpowiedziałam, że należy go chyba odebrać terapeutycznie.
Ucieszyć się, że w naszych rodzinach nie jest tak źle. Ale po kilku dniach
przyszło mi do głowy także inne rozwiązanie. „Sierpień w hrabstwie Osage”
opowiada o tym, że od rodziny nie sposób uciec, nie można się uwolnić. Ivy mówi:
„jesteśmy tylko zbieraniną genów, poza tym nic nas nie łączy”. A jednak, wymowa
tego filmu zdaje się przeczyć postawionej przez nią tezie. Od rodziny nie można
uciec, choćby nie wiem, jak daleko się wyjechało. Mamy ją w genach.
Dziedziczymy zachowania, umiejętności, a nawet, jak w przypadku trzech
bohaterek „Sierpnia w hrabstwie Osage” traumy i tragedie. Od niektórych rzeczy
po prostu nie jesteśmy w stanie się uwolnić. Sama widzę, co mnie niekiedy
denerwuje, że zachowania, które dziwiły mnie niegdyś u mojej matki, dziś sama
przejęłam. Upominała mnie zawsze o szklanki i kubki. „Wynieś to, umyj od razu”.
Dziwiłam się, przecież to tylko jedna szklanka, cóż za problem? A dziś to ja
mówię „wynieś”. Bo przekonałam się, gdy sama odnoszę je do kuchni i zmywam za
kogoś, że to nie jest jedna szklanka, to jedna szklanka pomnożona po wielokroć,
przez lata przechodząca w setki, tysiące szklanek. A jednak to ta sama
szklanka. Nie ubyło jej na szkle, ani pojemności. Jednak ze szklankami chyba
już tak jest. Nie denerwują, póki nie zrozumiemy, że magicznie nie sprzątają
się same.
Z
pustką w sercach bohaterów współgra bardzo dobrze krajobraz. Pustynność i żar
hrabstwa Osage. Gdy się przyjrzeć – nic tam nie ma, tylko zapiekła, spękana od
żaru ziemia. I słońce, które wszystkim daje się we znaki. Nie jest to jednak
słońce, które niesie rozwój i wzrost. Jest to słońce, które pali, dusi,
przysparza cierpienia. W Osage panuje równomierna pustka – tak w bohaterach,
jak wokół nich.
Polecam
obejrzenie „Sierpnia w hrabstwie Osage”. Zastrzegam jednak – to nie jest ani
film przyjemny, ani lekki. Wybitny zapewne też nie jest, ale pozwala uświadomić
sobie pewne sprawy.
Tak. Niestety lub stety niedaleko pada jablko od jabloni. Nie jestesmy w stanie uwolnic sie od wdrukowanych przez rodzicow zwyczajow, przekonan. Dzieci nieczytajacych rodzicow nie czytaja. Potomkowie czysciochow zwykle sami sa czysciochami.
OdpowiedzUsuńRecenzja zachecila mnie do obejrzenia filmu. Pozdrawiam.