Czegoś tu brakuje...
Kiedy podczas spotkania klubu książki, rozmawiałyśmy o „Kryminalistce”
Joanny Jodełki, była to jedna z naszych najgorętszych dyskusji w ciągu
ostatnich dwóch lat. Choć opinie miałyśmy różne, niekoniecznie pochlebne,
dyskusja była zażarta. Tym chętniej sięgnęłam po wcześniejszą książkę autorki –
„Grzechotkę”.
Jodełka pisze
kryminały społecznie zaangażowane. W „Grzechotce” pojawia się problem
niechcianej ciąży i domniemanego dzieciobójstwa oraz handlu niemowlętami. Jedno
jest pewne. Dziewczyna była w ciąży. Urodziła. Ale co stało się z dzieckiem?
Porwano je, odebrano jej, jak twierdzi skołowana młoda matka, czy też to
perfidna intryga wyrachowanej dzieciobójczyni? Na to pytanie starają się
odpowiedzieć policjant i psycholog, Weronika Król.
Co mi się w
książce Jodełki podoba? Fakt, że akcja dzieje się w Poznaniu, a czytanie o
znajomych miejscach jakoś zupełnie zmienia odbiór lektury. Podoba mi się też
język Jodełki. Pisarka niewątpliwie dysponuje dobrym warsztatem. Gry i zabawy
językowe są nietypowe dla kryminału, ale zupełnie nie przeszkadzają w odbiorze.
Minusów jest niestety więcej. Po pierwsze postaci. Weronika
Król jest psychologiem, a zachowuje się, i to wcale nierzadko, jakby była
niestabilna emocjonalnie. Na wszystkich krzyczy, macha rękami, ma
nieuzasadnione pretensje. Policjant. Wiadomo o nim ponad wszelką wątpliwość
jedynie, że jest policjantem. Trzeźwo ocenia sytuację (w przeciwieństwie do
rzeczonej psycholog). Nie wiemy jednak, aż do ostatniej strony, jak policjant
się nazywa. To kryminał, a nie powieść Saramago, w której wystarczyło, by
bohaterowie byli określani mianem: Doktor, Żona Dioktora, Starzec. Wolałabym, aby policjant był kimś więcej, niż
policjantem.
Koniec końców,
jest dobrze, ale nie za dobrze. „Grzechotka” to książka sprawnie napisana, wciągająca.
Z drugiej strony jednakże przydałoby się ją rozbudować. Szkoda, że nasze „kryminalistki”
popadają w skrajności – albo piszą zbyt dużo tekstu, jak Bonda, albo zbyt mało,
jak Jodełka.
Komentarze
Prześlij komentarz