Córka zawsze jest córką


Nie można się nie zgodzić, że Agatha Christie pisze świetne kryminały. W ciągu swojej wieloletniej kariery napisała ich kilkadziesiąt. Większość doczekała się ekranizacji (niektóre nawet kilku). Ale nie wszyscy wiedzą, że Agatha Christie to także autorka powieści obyczajowych. Pisała je pod pseudonimem i przestała, gdy pewien bardzo dociekliwy dziennikarz ujawnił, że Mary Westmacott to nikt inny jak królowa kryminału.

            To tej pory przeczytałam dwie powieści obyczajowe Agathy Christie – „Różę i cis” oraz „Niedokończony portret”. Obie bardzo mi się podobały. Postanowiłam, że z okazji corocznej akcji „Wrzesień z Agathą”, zabiorę się za kolejne. Tym razem padło na „Córeczkę”.  

            Jest to opowieść o wdowie imieniem Anna, która wychowuje wkraczającą w dorosłość córkę, Sarę. Kiedy młoda kobieta wyjeżdża na narty z przyjaciółmi, Anna zostaje na trzy tygodnie sama. W tym czasie poznaje wdowca, Richarda i zakochuje się. Po powrocie Sary okazuje się, że nowy partner Anny i jej ukochana córka nie przypadają sobie do gustu. Sara ewidentnie robi wszystko, by pozbyć się adoratora matki. Anna zmuszona jest lawirować między partnerem i córką. Niezbyt jej to wychodzi.

            Najmocniejszym punktem „Córeczki” jest opowieść o relacjach międzyludzkich, a w ich opisywaniu Agatha Christie zawsze była świetna. Tym razem otrzymujemy historię, która pokazuje, że nadmierne ingerowanie w czyjeś życie może tę osobę na trwałe unieszczęśliwić. Sara jest postacią okropną, myślącą tylko o sobie, nie liczącą się z uczuciami innych. Agatha Christie próbuje jej zachowanie tłumaczyć młodym wiekiem, ale mimo wszystko trudno mi było się pogodzić z faktem, że to właśnie tytułowa córeczka otrzymuje szczęśliwe zakończenie, na które, moim zdaniem, zupełnie nie zasłużyła.

W swojej książce Christie pokazuje, że rodzice są nie tylko rodzicami, są także ludźmi. Mają swoje pragnienia, aspiracje, sympatie i antypatie. Autorka wskazuje wyraźnie, że nie należy o tym zapominać, nie należy sprowadzać swojego życia do bycia tylko i wyłącznie czyimś rodzicem. Owszem z powieści dowiemy się, że nic nie jest tak silne, jak rodzicielka miłość, która jest w stanie przezwyciężyć i wybaczyć wszystko, ale jednocześnie sprowadzanie swojej egzystencji tylko i wyłącznie do tego, nie prowadzi do niczego dobrego.

„Córeczka” to też historia o potrzebie pomszczenia własnej krzywdy, przekazania jej dalej. Często fakt, że zostaliśmy skrzywdzeni i dlatego chcemy tego samego dla innych, jest nawet nieuświadomiony. A jednak niszczy życie nam i ludziom w naszym otoczeniu. Anna, mimo przeogromnej miłości do Sary, nie jest jej w stanie wybaczyć samolubnego zachowania. Nie potrafi przeboleć, że chorobliwa zazdrość córki przekreśliła jej szansę na szczęście. Zaślepiona swoim cierpieniem niszczy relację z córką.

Pisząc swoje powieści (zwłaszcza te obyczajowe), Agatha Christie bardzo dużo czerpała ze swojego życia. Nic więc dziwnego, że wydawała je pod pseudonimem. Tworząc „Córeczkę”, również skorzystała z fragmentów własnej biografii – niełatwej relacji z córką Rosalind i próby poukładania sobie życia po rozwodzie, która zaowocowała ślubem z czternaście lat młodszym archeologiem Maxem Mallowanem, z którym prawdopodobnie jej córka nawiązała romans.

Skłamałabym, twierdząc, że „Córeczka” nie ma wad. Christie robi w niej częste przeskoki czasowe, sporo upraszcza. Jeśli się przeczytało kilka jej powieści obyczajowych, czuć ich schematyczność. Przykładowo: niemal zawsze pojawia się poboczny bohater mający za zadanie wyjaśniać głównemu świat. Tutaj takim bohaterem jest starsza przyjaciółka Anny, pani Laura. Choć Christie poczyniła w swojej książce sporo trafnych uwag i refleksji, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że niektóre z nich były pompatyczne i górnolotne. Trafne, ale patetyczne.

I ostatnia uwaga. Im jestem starsza, im bardziej zapracowana, tym bardziej drażni mnie świat bohaterów Agathy Christie. Świat, w którym kobiety pracują dla rozrywki i martwią się tylko o to, za kogo wyjść za mąż, a jedynym problemem jest z kim i gdzie zjeść dziś kolację. Jest to świat, w którym nikt nie pracuje, wszyscy żyją w dostatku, a pieniądze biorą się nie wiadomo skąd. Gdybyż tak było można i dziś… Tylko z moim szczęściem pewnie w tamtych czasach byłabym taką Edith, martwiącą się o to, by swojej ukochanej pani na czas podać herbatkę i ciasteczko.

„Córeczka” to dobra powieść. Nie wybitna, nie rewelacyjna, ale dobra. Z całą pewnością skłania do refleksji. Jest tu kilka trafnych uwag na temat zazdrości, powinności rodzica i dziecka. Warto przeczytać, choć nie należy nastawiać się, że będzie to dzieło wybitne.

 

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej