Czy zło potrzebuje komentarza?

 


„Fabryka os”, powieść napisana przez Iaina Banksa, po raz pierwszy została wydana w 1984 roku. Pierwsze polskie wydanie ukazało się pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Drugą edycję, w tym samym tłumaczeniu, zawdzięczamy wydawnictwu Zysk. Powieść znajduje się na stworzonej przez BBC liście 100 książek, które każdy powinien przeczytać. Ze względu na swoją treść zbiera bardzo zróżnicowane opinie, od zachwytów po falę krytyki. Banks pisał książki bardzo różnorodne gatunkowo – od science fiction po taką właśnie „Fabrykę os”.

„Fabryka os” jest historią Franka, nastolatka mieszkającego w położonym w pewnej odległości od miasteczka domu w Szkocji. Frank ma brata o imieniu Eric, który właśnie uciekł ze szpitala psychiatrycznego i jest w trakcie podróży do domu. Ma też ojca, ekscentryka na całe godziny zamykającego się w pracowni, w której syn nigdy nie był. Frank znajduje upodobanie w zabijaniu zwierząt i ludzi.

Ze względu na tematykę „Fabryka os” wpisuje się w ten sam nurt literatury co „Władca much” czy „Malowany ptak”. Mamy dziecko lub nastolatka stykającego się z przeogromnym okrucieństwem. Tyle, że tamte książki („Malowanemu ptakowi” bliżej może do „Fabryki os”, ale to jednak nie ten sam poziom) miały głębszy przekaz, wyjaśniały, komentowały rozgrywające się wydarzenia. Tutaj tego brakuje. Obserwujemy wszystkie okrucieństwa Franka i nigdy nie zostaną one w żaden sposób skomentowane. Autor czyni swojego bohatera narratorem, co sprawia, że o wszystkich jego postępkach dowiemy się od z pierwszej ręki – na chłodno, bez emocji. Nie doczekamy się ani przez chwilę żadnej refleksji nad rozgrywającymi się wokół okropnościami. Nigdy nie popierałam i nie będę popierać bezrefleksyjnego ukazywania przemocy. Jeśli przemoc, to po coś, w jakimś celu. Tutaj tego nie ma.

Niestety za bardzo nie ma też fabuły. Książka ma klamrę kompozycyjną w postaci podróży Erica do domu. Rozpoczyna się w momencie, gdy mężczyzna ucieka ze szpitala, kończy spotkaniem braci. Tyle że pozostawiamy bohatera dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zastaliśmy. Nie przeszedł żadnej drogi, od niczego się nie wyzwala, wciąż ma kłopoty, z jakimi go poznajemy. Owszem, dowiaduje się na swój temat pewnej bardzo istotnej rzeczy, ale nie sprawia to na przykład, że przestaje być mizoginem albo postanawia coś zmienić w swoim sposobie postrzegania świata i ludzi lub choćby swojej rodziny.

Mam problem z tą powieścią. Z całą pewnością jest dobrze napisana, nawet wciągająca. Nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że całkiem wiarygodnie ukazuje osobowość psychopaty, człowieka który do przemocy podchodzi w sposób bezrefleksyjny, na chłodno, nie jest zdolny do wyższych uczuć. A z drugiej strony jest tak bardzo… o niczym. To festiwal okropności dla samego festiwalu okropności. Bohater niczego się nie uczy, nie przechodzi żadnej drogi, dla pozostałych postaci również nic się nie zmienia. Większość wątków pod koniec w zasadzie pozostaje otwarta. Z tą powieścią jest trochę tak, jakby wziąć fragment ludzkiego życia i spisać go, nie troszcząc się o początek, koniec, sens, przekaz. Żadnego przełomu, punktu kulminacyjnego, katharsis. Nawet stwierdzenie, że to książka pokazująca osobowość mordercy wydaje mi się mocno na wyrost, to takie usilne szukanie klucza interpretacyjnego. Mam wrażenie, że to autorowi wyszło w sposób niezamierzony, ot tak, podczas opisywania kolejnych makabresek.

Czy polecam tę książkę? W zasadzie nie. Nie mogę nie przyznać, że została sprawnie napisana. Ale zdecydowanie wolę, gdy zło opatrzone jest jakimś komentarzem. Gdy mówi się o nim inaczej niż o jedzeniu hamburgerów w sobotnie popołudnie. Być może jednak to tylko kwestia moralności lub gustu. Mnie taki sposób opowiadania o czynach zwyrodniałych po prostu nie odpowiada. Dla kogoś innego może się okazać wybitny.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej