Komiks o 11 września

 


11 września 2001 roku, kiedy w bliźniacze wieże w Nowym Jorku uderzyły porwane przez terrorystów samoloty, niewątpliwie jest jednym z najistotniejszych wydarzeń w nowożytnej historii. Stał się też przyczyną wielu późniejszych wydarzeń. We wrześniu tego roku minęło dwadzieścia lat od tej tragedii. Bouthier i Chochois dziennikarz i ilustratorka, uczynili ją tematem swojego komiksu. Na bohaterkę swojej historii wybrali 33-letnią młodą kobietę, która po raz pierwszy wyrusza w podróż do Stanów Zjednoczonych.

Akcja komiksu toczy się dwutorowo. Obserwujemy zamach od momentu uderzenia samolotów w wieże i to, co działo się przez następne minuty, aż do ich zawalenia oraz to, co w tym czasie robiła i myślała bohaterka żyjąca we Francji (wtedy jeszcze nastolatka). Poznajemy więc krótko losy poszczególnych bohaterów – pracowników WTC, strażaków, medyków, dowiadujemy się, co w tym czasie robił prezydent Stanów Zjednoczonych. Przy żadnym z nich nie zatrzymujemy się jednak na dłużej, przez co te „spotkania” są bardzo powierzchowne. Dowiadujemy się czasem, czy ludzie ci przeżyli, czy zginęli, ale nie poznajemy ich dobrze, nie przywiązujemy się. Są jedynie mgnieniem, maleńkim szkiełkiem w kalejdoskopie większej całości. Obserwujemy też wszystkie wydarzenia, które były bezpośrednimi i pośrednimi następstwami wrześniowego aktu terrorystycznego – wojny w Afganistanie i Iraku, wzmożone kontrole na lotniskach i narastającą nieufność społeczną, zamachy w innych państwach, utworzenie więzienia w Guantanamo, przetrzymywanie podejrzanych o terroryzm w straszliwych, niegodnych warunkach, tworzone naprędce nieprzemyślane prawo, fanatyczne zbieranie przez agencje wywiadowcze informacji o każdym obywatelu, choroby u ratowników na skutek wdychania niebezpiecznych pyłów po zawaleniu się budynków WTC, wystąpienie Snowdena.

Rozumiem, co ten zabieg miał na celu. Rozumiem, że Bouthier i Chochois chcieli pokazać złożoność sytuacji z jej wszystkimi konsekwencjami, dając nam możliwie najpełniejszy obraz. Tyle że ten sposób poprowadzenia narracji sprawił, że moim zdaniem komiks „11 września 2001. Dzień, w którym runął świat” wcale nie opowiada o 11 września. Ten dzień gubi się, rozmywa w nawale pozostałych faktów. Tragedia ludzi, dla których jedna decyzja – uciekać w górę czy w dół – decydowała o życiu lub śmierci, schodzi na dalszy plan wobec tego, co przyszło później. Nie tak powinno być. Wolałabym dostać historię o 11 września – o pracownikach biurowca, medykach, strażakach, nawet fotografach, którzy wykonywali zdjęcia tamtego feralnego dnia (istniała masa opcji na ciekawe poprowadzenie tej historii) niż opowieść, która tak naprawdę jest zapisanymi w obrazach wyrywkami o działaniach podjętych w celu walki z terroryzmem po 11 września.

Rysunki w „11 września” są bardzo stonowane i oszczędne. Przez to wydają się bardzo realistyczne. Jakby naprawdę oddawały prawdziwe życie, starały się być jego wierną kopią. Myślę, że w warstwie rysunkowej był to najwłaściwszy sposób przedstawienia tej historii – prosty, jasny, przejrzysty. Bez epatowania barwami czy zbędnymi szczegółami, bez odwracających uwagę ozdobników. Dodatkiem do komiksu jest kilka fotografii z dnia zamachu wraz z krótkim komentarzem.

            11 września 2001 roku, wbrew temu, co mówi tytuł komiksu, nie runął świat. Z całą pewnością był to jednak jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy dzień w historii nowożytnej Ameryki. Był to dzień, gdy oczy całego świata zwrócone były na Stany Zjednoczone. Był to dzień, o którym warto pisać, warto go analizować i wyciągać wnioski. Nic nie powinno być powodem krzywdzenia innych ludzi – ani przekonania polityczne, ani religijne, ani kwestie narodowościowe nie są warte pozbawiania życia innych. I choć to stwierdzenie gdzieś w tym komiksie pobrzmiewa, gubi się w natłoku niby istotnych, ale w tym kontekście zbędnych informacji. Bo historia o zamachu na WTC powinna być opowieścią o ludziach, nie o liczbach, statystykach czy podpisanych w związku z tym wydarzeniem aktach prawnych. „11 września 2001” jest więc nie do końca komiksem, na który liczyłam, niemniej sądzę, że warto go przeczytać.

 

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej