Lutowe Kopytko
Jest już dziewiąty marca, ale ja,
jak niemal zawsze, narzekam na brak czasu. Przez to, niestety, trochę
zaniedbuję blogowanie. (Ale właściwie, co to ma za znaczenie?) Ach, gdybym
tylko spać nie musiała! Czas już najwyższy wręczyć lutowe Kopytko. W tym
miesiącu przeczytałam:
1. „Chińczyka” Henninga Mankella,
2. „Za worek kości” Lluisa-Antona
Baulenasa,
3. „Noe. Wszystko, co pełza po
ziemi” Niko Henrichona, Darrena Aronofsky’ego, Ari Handela,
4. „Pretty Little Liars. Kłamczuchy” Sary Shepard.
Niezbyt dużo, jak widać. Jedna
pozycja dla młodzieży (fatalna, choć z ciekawą zagadką; tak, tak, niesamowite,
będę czytać dalej tę szmirę), jeden komiks I dwie książki poniekąd z „musu”
(Dyskusyjny Klub Książki – a chciało się być moderatorem, co? To się teraz ma
za swoje!). Niewątpliwie najlepszą książką w tym zestawieniu był „Chińczyk”. A
jednak w życiu nie jest tak, że doceniamy to, co najlepsze. Nie zawsze nawet
doceniamy to, co najbardziej poczytne (wtedy musiałyby wygrać „Kłamczuchy”,
bogowie uchowajcie). Zatem lutowe Kopytko otrzymuje…
„Noe. Wszystko, co pełza po ziemi”.
Dlaczego? Primo, to świetny komiks. Secundo,
też uważam, że świat zmierza do samozagłady, a ludzie są źli i powinni umrzeć. Wszyscy,
co do jednego. Szkoda, że tak się nie stanie.
Komentarze
Prześlij komentarz