Dzieje Tewje mleczarza
W styczniu postanowiłam
kontynuować mój cykl o musicalach. Kiedyś postanowiłam, że raz w miesiącu pisać
będę o filmach i przedstawieniach z tego gatunku. Opowiadałam Wam już o „Skrzypku
na dachu”, „Deszczowej piosence” i „Upiorze w operze”. Dziś, chciałabym powrócić
do pierwszego z wymienionych filmów. Tym razem miałam bowiem możliwość obejrzeć
ten cudowny musical na deskach Teatru Muzycznego w Poznaniu.
Tevje
mleczarz otrzymał od Boga niezwykły dar… pięć córek. Na jego nieszczęście
dziewczyny wymyśliły sobie pewną fanaberię – chcą wyjść za mąż z miłości! Jedna
wybiera biednego krawca, druga jeszcze gorzej, komunistę, a trzecia, to już w
ogóle tragedia, zakochała się w prawosławnym. W tle natomiast tematy znacznie
poważniejsze – rewolucja 1905 roku, szerzący się antysemityzm i nagonka na
Żydów.
Sceniczna
wersja musicalu różni się nieco od tej filmowej. Niektóre sceny połączono w
jedną, co jednak w niczym nie przeszkadzało. Przyznam, że mnie podobała się
bardziej. Wolę kontakt z żywym aktorem (z pierwszego rzędu jest to szczególnie
miłe). Córki mleczarza znacznie przyjemniejsze dla oka, niż ich filmowe
odpowiedniki. Mnie przypadła do gustu przede wszystkim Hodel. Rola
pierwszoplanowa została obsadzona idealnie. Zwracały uwagę przede wszystkim
monologi Tewje z Bogiem, podczas których pozostali aktorzy na scenie zamierali,
jakby czas się zatrzymał. Z całą pewnością było to trudne do wykonania, ale
wyszło dobrze.
Po
raz pierwszy miałam możliwość usłyszeć „Skrzypka na dachu” w języku polskim. Nie
jestem w stanie ocenić tłumaczenia, ale mogę stwierdzić, że po polsku piosenki
nie tracą nic ze swojego uroku. Niektóre zabawne, inne słodko-gorzkie.
Jedyne,
do czego muszę się przyczepić, to scena snu-widzenia. Przedstawienie babci
Golde w otoczeniu truposzy wyskakujących zza fluorescencyjnych grobów oraz
pulsujące światła, to nie był dobry pomysł. Rozumiem, że chciano otrzymać efekt
spowolnienia, ale średnio to wyszło. W efekcie rozbolały mnie tylko oczy i
głowa, a scena nie trwała przecież dłużej niż pięć minut.
Z
czystym sumieniem mogę Wam polecić „Skrzypka na dachu” w poznańskiej Operetce. Naprawdę
warto, będą to trzy godziny czystej przyjemności.
Jestem bardzo ciekawa przedstawienia - widziałam film i czytałam książkę. Pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuń