Gotham - miasto głupców



Stan Lee powiedział kiedyś, że „jeśli Metropolis to Nowy Jork za dnia, to Gotham City to Nowy Jork nocą”. Oba miasta wielokrotnie zmieniały swą lokalizację, ale w niektórych komiksach mówi się, że z drapaczy chmur w Metropolis widać Gotham i odwrotnie. To drugie ponadto według legendy założono na legowisku potwora. Z pieczary emanuje zło, dlatego Gotham jest jakie jest. Miasto głupców. Ciemne, mgliste, ciasne, klaustrofobiczne. Pełne gotyckich budowli i gargulców. Miasto Batmana, Jokera, Kobiety Kota, Trującego Bluszczu.
            Akcja „Gotham” zaczyna się w zasadzie w tym samym momencie, co akcja wszystkich filmów o Batmanie. W rzekomym napadzie rabunkowym giną rodzice Bruce’a Weyne’a. Tyle, że akcja „Batmana” zwykle skacze po tym wydarzeniu w przyszłość i widzimy dorosłego bohatera. Tym razem nic z tego. W serialu głównym bohaterem jest nie Bruce, lecz kapitan Gordon, a właściwie młody James Gordon, który dopiero zaczął swoją pracę w policji.
            Jeśli ktoś choćby pobieżnie orientuje się w historii Nietoperza – „Gotham” będzie dla niego prawdziwą gratką. Już w pierwszym odcinku pojawia się dziewczynka, na która mówią Cat (tak, tak, nikt inny jak Selena Kane). Przewiną się także może z dziesięcioletnia rudowłosa Ivy (późniejszy Trujący Bluszcz) oraz Pingwin. Dla tych bardziej wczytanych w historię Nietoperza pełno jest dodatkowych rarytasów. James Gordon i jego narzeczona, Barbara mieszkają w środku zegara (dla niezorientowanych, córką Gordona jest Barbara Gordon, policjantka, pierwsza Batgirl. Gdy zostaje postrzelona przez Jokera i trafia na wózek inwalidzki, zakłada drużynę superbohaterek, którymi kieruje z wieży dowodzenia mieszczącej się w zegarze miejskim Gotham). Pojawia się także szpital Arkham, co jest nawiązaniem nie tylko do prozy Lovecrafta, ale i do gier komputerowych „Batman: Azyl Arkham”. 

            Samo Gotham - idealne. Takie, jak powinno wyglądać. Zatem mamy masywne, kamienne budowle z gargulcami. W mieście zawsze jest ciemno lub w najlepszym razie szaro. Zero słońca. Tu i ówdzie snuje się mgła. Drapacze chmur są zimne i przerażające. Wzrok się gubi. Jest klaustrofobicznie. Również pomieszczenia są ciemne i „ciężkie”. Dominują zimne barwy, kamienie, drewno. Wystarczy choćby spojrzeć na komisariat w Gotham. Mocna, kamienna budowla, półmrok, łuki i kolumny niczym w średniowiecznym zamczysku.
Jedyne, co mi przeszkadzało, to fakt, że twórcy nie potrafili się zdecydować, jakby sami nie wiedzieli, czy chcą zachować oryginalny klimat z opowieści o Nietoperzu (lata 40), czy też przenieść go we współczesność. I tak z jednej strony James Gordon korzysta z nowoczesnego telefonu komórkowego, by za chwilę wejść do biura, w którym sekretarki stukają na maszynach, a telefony mają grube kable i tarcze do wykręcania numerów. To sprawia, że Gotham czasowo jest wszędzie i nigdzie.  Z tego powodu, niestety, chwieje się jego realność jako rzeczywistego miejsca.
            Niemniej jestem przyjemnie zaskoczona „Gotham”. Pokładam w tym serialu wielkie nadzieje. Jak na razie jest dobrze, oby tak dalej. „Gotham”, obok „Flesha”, to na chwilę obecną mój komiksowy faworyt wśród seriali.   

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej