Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?



Olga Rudnicka pisze głównie lekkie powieści z wątkiem kryminalnym lub sensacyjnym. Okazało się, że przypadły one do serca i gustu wielu polskim czytelnikom. Przyznam szczerze, zadziwia mnie to niepomiernie. „Zacisze 13” oraz „Zacisze 13. Powrót” to kolejne pozycje autorki, które miałam okazje przeczytać.
            Marta jest kobietą po przejściach. Mąż źle ją traktował, maltretował, dlatego wzięła z nim rozwód. Aneta też jest kobietą po przejściach. Też wzięła rozwód, choć mąż jej nie maltretował. Marta i Aneta są nauczycielkami, przyjaźnią się. Pewnego dnia Anecie zalewa mieszkanie i przeprowadza się do Marty na czas remontu. Pech jednak chce, że w tym czasie Marta znajduje w swym ogródku trupa. A jako dobra i praworządna obywatelka postanawia go… zamurować pod podłogą w swojej piwnicy. Na serio, to nie jest żart. Zresztą, cała ta fabuła, to żart.
            Czy tylko mnie się wydaje, że ta fabuła tchnie bzdurą, infantylnością i głupotą? Z założenia miała to być czarna komedia. Tyle, że ta powieść nie jest zabawna. Wybaczcie Państwo, ale mnie humor Olgi Rudnickiej nie bawi. Bo co ma mnie bawić? Bohaterki, których słowotok denerwuje zamiast śmieszyć? Żenująca komedia pomyłek na poziomie sitcomów z lat dziewięćdziesiątych z podłożonym śmiechem, żeby widzowie wiedzieli, kiedy wybuchnąć udawanym rechotem? A może wybitna inteligencja Anety i Doroty? Te dwie właściwie przeinaczają wszystko, co się do nich mówi. Na dodatek wykazują się pamięcią złotych rybek i w ogóle zachowują się, jakby im ktoś mózg spomiędzy uszu wypłukał. Mam wrażenie, że kobiety w powieściach Olgi Rudnickiej to typowe przykłady idiotek z nieśmiesznych kawałów.
     Kryminalno-sensacyjnie też raczej miernie. I bardzo biernie. „Intryga”, jeśli te pomysły w obu książkach można nazwać intrygą, przykryta warstwą problemów z facetami i głupawych rozmów o niczym.  Cały pomysł rozwleczony do granic możliwości, by zapełnić dwieście stron. Kiedy myślę o tej fabule, mam wrażenie, że wiem, co miał na myśli Bilbo Baggins, mówiąc: „Czuję się jak masło rozsmarowane na zbyt dużej kromce chleba”.
            I okładki. Grafika powinno się oćwiczyć kijem za te brzydkie, kiczowate i nijak nie pasujące do treści okładki, rodem z argentyńskiej telenoweli.
            Powiedzcie mi, bo naprawdę chcę zrozumieć. Pragnę tego z całych sił. Co Was w tym zachwyca, skoro to, kurna, wcale nie zachwyca? W czym tkwi fenomen tych książek?

Komentarze

  1. Tych książek Rudnickiej nie czytałam. "Były sobie świnki trzy" - przeczytałam i wcale nie zachwyca, ale był to niezły przerywnik dla mnie i wcale nie poczułam się zawiedziona. Rudnicka pisze komedie kryminalne, które są przerysowanym portretem ludzi i ich problemów. Ma specyficzny styl, w którym trzeba się odnaleźć, lubić takie pisanie :) Jak nie lubisz to już chyba nie polubisz się z Rudnicką :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej