Oczy, w których nic nie ma



Choć Sarah Pinborough ma na swoim koncie już kilka powieści, „Co kryją jej oczy” jest pierwszą, która ukazała się na polskim rynku. Tytuł sugeruje pewne podobieństwo do   powieści argentyńskiego pisarza Eduarda Sacheri „Sekret jej oczu”. Jednakże poza otoczką tajemnicy obie książki mają ze sobą niewiele wspólnego i należy się z tym skojarzeniem rozprawić już teraz, na wstępie, by później nam nie przeszkadzało. To raczej efekt działania polskiego wydawcy, gdyż sama autorka zatytułowała swoją powieść „Behind Her Eyes”.
            Adele i David są idealnym małżeństwem. Ona jest piękna, doskonale gotuje i wyśmienicie prowadzi dom. On odnosi sukcesy jako ceniony psychiatra. W to wszystko – trochę niechcący, a trochę na własne życzenie – angażuje się ta trzecia: Louise. Poznaje w barze mężczyznę, który następnego dnia okazuje się być jej nowym szefem. Co więcej, później wpada na ulicy na jego młodą, śliczną żonę. Zamiast urwać kontakt z którąś ze stron, Louise coraz bardziej wikła się w romans z szefem i przyjaźń z jego małżonką. Niebawem odkrywa, że na wizerunku „idealnej” pary jest zadziwiająco dużo pęknięć.
            „Co kryją jej oczy” to kolejny przedstawiciel thrillera feminocentrycznego. Otrzymamy zatem narrację trzecioosobową, prowadzoną z punktu widzenia dwóch kobiet – Adele i Louise. Byłby to nawet niezły pomysł, gdyby nie fakt, że Pinborough nie podołała mu warsztatowo i te dwie relacje, dwa sposoby opowiadania, niewiele się od siebie różnią. A przecież powinny, skoro mówimy o dwóch kobietach w różnym wieku, o różnym statusie społecznym, z których jedna jest matką, a druga długo leczyła się psychiatrycznie. Mogło być interesująco, a wyszło jak zwykle.
            Z drugiej strony należałoby zadać sobie pytanie, ile jest thrillera w tym thrillerze? Moim zdaniem niewiele. Tak naprawdę to bardziej powieść obyczajowa z elementami romansu. Nawet gdy czytelnik zda już sobie sprawę, że jest manipulowany i  może nie wszystko odbywa się tak, jak mu to przedstawiają narratorki, trudno mówić o tym, by akcja gnała na łeb, na szyję, a wydarzenia choćby wzbudzały dreszczyk emocji. Za dużo jest w tym wszystkim gotowania, chodzenia na siłownię i picia wina z psiapsiółkami. W sumie Sarah Pinborough bliżej do Daphne du Maurier niż do autorki prawdziwego thrillera. Chociaż nie,  jednak w powieściach du Maurier więcej było dreszczyku emocji.
            To co jest w tej powieści naprawdę ciekawe, to manipulacje, którym poddawana jest Louise i przemiana jej sposobu postrzegania ludzi, z którymi ma do czynienia. Czy David jest niebezpiecznym alkoholikiem, który bije żonę i nie pozwala jej odejść ze względu na posiadany przez nią ogromny majątek? Czy może raczej Adele rzeczywiście jest wariatką, która zmyśla pewne fakty i zdarzenia? Trzeba przyznać autorce, że dość zgrabnie steruje poglądami czytelnika, przerzucając winę z jednego małżonka na drugiego. Jednak tę zręczną intrygę zupełnie psuje zakończenie. Nieoczekiwane, to prawda, i zaskakujące, ale z drugiej strony tak bardzo stworzone na zasadzie deus ex machina, że zamiast zachwycić, wzbudza politowanie.
            Powieść „Co kryją jej oczy”, choć miała pewien potencjał, niestety zmarnowany zakończeniem, nie jest ani dobrze napisana, ani wciągająca, ani też specjalnie odkrywcza. Wydaje się być raczej efektem popularności historii z dreszczykiem adresowanych do kobiet. Niestety, nie ma w sobie nic, co sprawiłoby, że zostanie zapamiętana. Zginie w mrokach niepamięci, jako jeden z tworów chwilowej mody.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej