Chłopiec i jego potwór
Patrick Ness jest autorem powieści dla dzieci i
młodzieży. Za trylogię „Ruchomy chaos”, której pierwszy tom ukazał się również
w języku polskim, był wielokrotnie nagradzany. „Siedem minut po północy” jest
drugą pozycją autora, którą wypuściło na polski rynek wydawnictwo Papierowy
Księżyc. Pierwsze wydanie książki miało miejsce w 2013 roku. Obecnie w ręce
czytelników trafiło wznowienie, opatrzone filmową okładką.
Conor był jeszcze chłopcem, gdy okazało się, że jego mama zachorowała na raka. Kolejne terapie nie przyniosły rezultatów. Jej pobyty w szpitalu stawały się coraz dłuższe, kobieta miała problemy z codziennym funkcjonowaniem. Chłopiec został oddany pod opiekę znienawidzonej babci. Również w szkole zaszły zmiany. Gdy Conor pojawiał się w klasie, wszyscy wokół niego milkli. Nauczyciele niczego już od niego nie wymagali. Chłopiec zaczął czuć się niewidzialny. I wtedy w jego życie wkroczył potwór. Stwór wyglądałem przypominał cis, który rósł obok domu chłopca. Postawił Conorowi ultimatum: chłopiec musiał wysłuchać trzech opowieści potwora, a w zamian, na koniec sam Conor miał opowiedzieć mu czwartą.
W powieści na pierwszy plan wysuwają się opowieści snute przez potwora. Podczas lektury bałam się, że będą banalne, lecz moje obawy okazały się płonne. Historie potwora są zajmujące, ale i przewrotne, a nade wszystko i to uważam za ich największą zaletę, bardzo życiowe. Nie ma tu prostych podziałów na dobrych królewiczów i złe czarownice. I bardzo dobrze!
Na tym jednak plusy historii autorstwa Nessa się kończą. Mamy tu bowiem opowieść o trudach odchodzenia z tego świata, o próbie pogodzenia się ze stratą, o skomplikowanych relacjach rodzinnych i trudnościach spowodowanych funkcjonowaniem w rozbitej rodzinie. Wszystko to jednak zostało potraktowane bardzo powierzchownie, po macoszemu. Autor żadnemu z wymienionych wątków nie poświęca więcej uwagi. Ba, w powieści nie uświadczymy nawet opisu wyglądu głównego bohatera! Z jednej strony można by to usprawiedliwić młodym wiekiem odbiorcy powieści, z drugiej jednak to właśnie w tym wieku przede wszystkim łaknie się opisów świata przedstawionego, zwłaszcza, jeśli powieść pozbawiona jest ilustracji. Być może powyższy problem wynika jednak z czegoś innego. Z przedmowy do tekstu dowiadujemy się, że Ness napisał swoją powieść w oparciu o pomysł innej pisarki, Siobhan Dowd. Autor tłumaczy, że zaproponowano mu dokończenie powieści zmarłej przedwcześnie koleżanki, nie był w stanie jednak tego zrobić, ale jej fabuła zakiełkowała w jego umyśle osobnym pomysłem. Moim zdaniem nie był to jednak zbyt wyklarowany koncept. Przez to „Siedem minut po północy” zdaje się bardziej wprawką do właściwego tekstu, niż pełnoprawną powieścią.
Nie sposób patrzeć na „Siedem minut po północy” w oderwaniu od innych książek dla dzieci i młodzieży, które podejmują tak trudny temat jak choroba nas samych lub kogoś bliskiego i odchodzenie. Na tle takich utworów jak „Oskar i pani Róża” czy „Biała jak mleko, czerwona jak krew”, „Siedem minut po północy” wypada bardzo blado. To znów można by tłumaczyć wiekiem odbiorców. Obie pozycje adresowane są bardziej do dzieci kilkunasto-, a nie kilkuletnich, a jak wiadomo w tym wieku nawet rok czy dwa rozbieżności to ogromna różnica w percepcji. Wystarczy postawić powieść Nessa obok „Mostu do Terabithii”. Tu zarówno bohaterowie, jak i odbiorcy powieści będą zbliżeni wiekiem. Również w tym zestawieniu powieść Nessa odpadnie w przedbiegach.
Choć „Siedem minut po północy” niewątpliwie działa na wyobraźnię i niewykluczone, że wizualnie na ekranach kin prezentować się będzie pięknie, to jako powieści tekstowi zdecydowanie brakuje głębi – zarówno w prezentacji świata przedstawionego, jak i w przedstawieniu podejmowanych tematów. Mam wrażenie, że Patrick Ness chciał chwycić zbyt wiele srok za ogon i niestety, nie podołał zadaniu.
Conor był jeszcze chłopcem, gdy okazało się, że jego mama zachorowała na raka. Kolejne terapie nie przyniosły rezultatów. Jej pobyty w szpitalu stawały się coraz dłuższe, kobieta miała problemy z codziennym funkcjonowaniem. Chłopiec został oddany pod opiekę znienawidzonej babci. Również w szkole zaszły zmiany. Gdy Conor pojawiał się w klasie, wszyscy wokół niego milkli. Nauczyciele niczego już od niego nie wymagali. Chłopiec zaczął czuć się niewidzialny. I wtedy w jego życie wkroczył potwór. Stwór wyglądałem przypominał cis, który rósł obok domu chłopca. Postawił Conorowi ultimatum: chłopiec musiał wysłuchać trzech opowieści potwora, a w zamian, na koniec sam Conor miał opowiedzieć mu czwartą.
W powieści na pierwszy plan wysuwają się opowieści snute przez potwora. Podczas lektury bałam się, że będą banalne, lecz moje obawy okazały się płonne. Historie potwora są zajmujące, ale i przewrotne, a nade wszystko i to uważam za ich największą zaletę, bardzo życiowe. Nie ma tu prostych podziałów na dobrych królewiczów i złe czarownice. I bardzo dobrze!
Na tym jednak plusy historii autorstwa Nessa się kończą. Mamy tu bowiem opowieść o trudach odchodzenia z tego świata, o próbie pogodzenia się ze stratą, o skomplikowanych relacjach rodzinnych i trudnościach spowodowanych funkcjonowaniem w rozbitej rodzinie. Wszystko to jednak zostało potraktowane bardzo powierzchownie, po macoszemu. Autor żadnemu z wymienionych wątków nie poświęca więcej uwagi. Ba, w powieści nie uświadczymy nawet opisu wyglądu głównego bohatera! Z jednej strony można by to usprawiedliwić młodym wiekiem odbiorcy powieści, z drugiej jednak to właśnie w tym wieku przede wszystkim łaknie się opisów świata przedstawionego, zwłaszcza, jeśli powieść pozbawiona jest ilustracji. Być może powyższy problem wynika jednak z czegoś innego. Z przedmowy do tekstu dowiadujemy się, że Ness napisał swoją powieść w oparciu o pomysł innej pisarki, Siobhan Dowd. Autor tłumaczy, że zaproponowano mu dokończenie powieści zmarłej przedwcześnie koleżanki, nie był w stanie jednak tego zrobić, ale jej fabuła zakiełkowała w jego umyśle osobnym pomysłem. Moim zdaniem nie był to jednak zbyt wyklarowany koncept. Przez to „Siedem minut po północy” zdaje się bardziej wprawką do właściwego tekstu, niż pełnoprawną powieścią.
Nie sposób patrzeć na „Siedem minut po północy” w oderwaniu od innych książek dla dzieci i młodzieży, które podejmują tak trudny temat jak choroba nas samych lub kogoś bliskiego i odchodzenie. Na tle takich utworów jak „Oskar i pani Róża” czy „Biała jak mleko, czerwona jak krew”, „Siedem minut po północy” wypada bardzo blado. To znów można by tłumaczyć wiekiem odbiorców. Obie pozycje adresowane są bardziej do dzieci kilkunasto-, a nie kilkuletnich, a jak wiadomo w tym wieku nawet rok czy dwa rozbieżności to ogromna różnica w percepcji. Wystarczy postawić powieść Nessa obok „Mostu do Terabithii”. Tu zarówno bohaterowie, jak i odbiorcy powieści będą zbliżeni wiekiem. Również w tym zestawieniu powieść Nessa odpadnie w przedbiegach.
Choć „Siedem minut po północy” niewątpliwie działa na wyobraźnię i niewykluczone, że wizualnie na ekranach kin prezentować się będzie pięknie, to jako powieści tekstowi zdecydowanie brakuje głębi – zarówno w prezentacji świata przedstawionego, jak i w przedstawieniu podejmowanych tematów. Mam wrażenie, że Patrick Ness chciał chwycić zbyt wiele srok za ogon i niestety, nie podołał zadaniu.
O książce nie słyszałam, ale ten temat interesuje mnie i może po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń