Filmowy Kalendarz Adwentowy (odc. 1)
Filmowy Kalendarz
Adwentowy rozpoczęty. Odkąd zafundowałam sobie Netfliksa (wszystkie propozycje
filmowe pochodzą stamtąd), mam wrażenie, że film świąteczny osiągnął nowy
poziom absurdu. Słowo daję. No ale nic, jedziemy. Poniżej lista kilku filmów
świątecznych, które obejrzałam w ramach „Kalendarza”. Gdyby ktoś miał ochotę na
świąteczny film, ta lista będzie jak znalazł. Za kilka dni dorzucę drugi
odcinek.
1.
„Zamiana z księżniczką”
Cukierniczka z Ameryki
otrzymuje zaproszenie do wzięcia udziału w konkursie na najlepsze ciasto, który
co roku odbywa się w małym europejskim państewku o uroczej ( i jakże nieistniejącej)
nazwie Belgravia. Docierając na miejsce, wpada, rzecz jasna niechcący, na
narzeczoną miejscowego księcia (bo przecież to oczywiste, że w każdym państewku
europejskim jest jakaś monarchia), która jest do niej kubek w kubek podobna.
Panie się zamieniają, bo księżniczka chce zakosztować zwykłego życia, zanim
wyjdzie za mąż. Natomiast nasza amatorka ciast odkrywa, że książę to nie taki dupek,
jak wszyscy o nim mówią i z mety się zakochuje. Do tego jest jeszcze
obowiązkowa wizyta w sierocińcu, bo nic tak nie poprawia sierotkom
samopoczucia, jak książka poczytana przez księżniczkę, bredzenie, że każda z
nas w głębi duszy jest księżniczką (przekonywanie do tego rodzaju dyrdymałów
nie szło nawet oskarowej Ann Hathaway, więc teraz pomyślcie jak idzie Vanessie
Hudgens) i rzecz jasna rodowy medalion ze źle odmienioną łacińską sentencją.
Fabuła nie ma ładu ani składu, poziom absurdu osiąga pułap mistrzowski, ale ogląda
się w sumie przyjemnie. Ładne widoczki, ładne miejsca, ładne dekoracje, ładni
ludzie i ładne kostiumy.
2.
„Świąteczny Książę: Królewskie Wesele”
Nasza droga Amber po
roku bierze wreszcie ślub ze swoim Księciem z Bajki, którego fuchą jest bycie monarchą
w małym europejskim państewku o uroczej nazwie Aldovia (mam taki plan, niech te
księżniczki zaczną się nawzajem odwiedzać, byłoby to uniwersum nie gorsze od
Marvela albo Disneya). Oczywiście dziewczyna przyjeżdża do Aldovii, ale ani
ona, ani jej ojciec, właściciel knajpy z zamiłowaniem do hot dogów tam nie
pasują. Potem jest jeszcze „śledztwo dziennikarskie”, wielki spisek, który
można rozwiązać, uderzając w klawisze laptopa, zły kuzyn, który okazuje się
dobry, para przyjaciół plączących się bez celu po pałacu. A na królewskim
weselu można podać mini hamburgery. Film tak zły, że bije na głowę nawet
swojego poprzednika, co wydawało się niemożliwe. A twórcy grożą kontynuacją!
3.
„Świąteczny kalendarz”
Lubię kalendarze
adwentowe (stąd pomysł filmowego). To jeden z najprzyjemniejszych umilaczy w
oczekiwaniu na święta. Ot, każdego dnia inna czekoladka. Bohaterka tego filmu
także dostaje kalendarz. Dziadek znajduje taki, który podobno należał do jej
babci i jej go podarowuje. Kalendarz okazuje się magiczny. Najpierw nie daje
się otworzyć, a potem się okazuje, że jest proroczy. Ot, gdy bohaterka wyciąga
z niego figurkę buta, dostaje tego dnia buty. Gdy wyciąga choinkę, przejeżdża
samochodem cudzą choinkę. Po drodze poznaje świetnego faceta, ale z nim zrywa,
bo… on nie wierzy, że kalendarz jest wyjątkowy. Noooooo, dziwne, nie? Jak można
nie wierzyć? W jej zdrowe zmysły ufa za to kumpel, który był od zawsze. Sami
rozumiecie. Końcówkę dośpiewajcie sami. Nie potrzeba wysokiego „c”. Obejrzeć można, ale za chwile się go zapomni.
4.
„Święta z widokiem”
Jest sobie młoda
dziewczyna, która pracuje jako kierownik w hotelowej restauracji. Jest sobie
sławny kucharz, który szuka bombki z pewnego zdjęcia. I jest bardzo zły szef.
Ach i pensjonat, uroczy i w ogóle, należący do bardzo miłych ludzi. Wniosek
płynący z filmu: możesz znać kogoś tydzień i podarować mu wielki, drogi
pensjonat, niech go sobie prowadzi. Nie czekoladki, nawet nie kolczyki.
Restaurację! Kurczę, po tygodniu znajomości? Bo dlaczego nie? Słodko, naiwnie i
bez sensu. A dlaczego taki tytuł to już w ogóle nie mam pojęcia. Bo z
pensjonatu roztaczały się ładne widoki? Bo pensjonat w górach? Bo od świąt
bohaterka miała widoki na bycie bogatą? A cholera wie.
Druga porcja
świątecznych filmów w przyszłym tygodniu. A jeśli zdążę, to może nawet w sobotę.
Choć jestem w ciągłym niedoczasie, więc nie obiecuję.
"Świąteczny kalendarz" to tytuł, który czyha na mnie na każdym kroku! :) Chyba czas nadrobić blogerskie zaległości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie!
Hahah, świetne opisy! Dzięki za ten wpis! :D
OdpowiedzUsuń"Zamianę z księżniczką" znam :)
OdpowiedzUsuń