Morderstwa w Lipowie
Przeczytałam
trzy powieści Katarzyny Puzyńskiej, jednej z najpoczytniejszych polskich
pisarek kryminalnych ostatnich lat. Puzyńska jest autorką sagi o policjantach z
Lipowa, która jak dotąd liczy sobie 10 książek. Przeczytałam „Motylka”,
„Rodzanice” i „Więcej czerwieni”. Wiem, że kolejność tomów cyklu jest nieco
inna, ale ja czytałam je właśnie w tej – pierwsza powieść, następnie ostatnia z
wydanych, potem druga, co będzie miało pewien wpływ na poniższe rozważania.
W pierwszym tomie, „Motylku”,
poznajemy policjantów z Lipowa. Dowódcą w małym, wiejskim komisariacie jest
młodszy aspirant Daniel Podgórski. Sprawa dotyczy natomiast śmiertelnego potrącenia
zakonnicy. Szybko wychodzi na jaw, że było to nie potrącenie, a
morderstwo.
Jeśli chodzi o intrygę kryminalną, to
„Motylek” broni się dobrze. Nie jest łatwo dociec, kto zabił i jakie były
motywy mordercy. Intryga nie jest naciągana
i spokojnie można w nią uwierzyć.
W „Motylku” poznajemy wszystkich
bohaterów – Daniela Podgórskiego i jego mamę, Marię, słynącą z pieczenia przepysznych
ciast, Weronikę, psycholog, która właśnie sprowadziła się do Lipowa z Warszawy,
sklepikarkę Werę i pozostałych członków lipowskiej społeczności. Są to postaci,
w stosunku do których łatwo wyrobić sobie zdanie – jednych lubisz, innych nie
znosisz. Na dodatek Puzyńska ciekawie kontrastuje lipowską społeczność z
przyjezdnymi miastowymi, tak Weroniką, jak i rodziną Kojarskich.
Może tylko nieco za mało w tym
kryminale kryminału. Twórczość Katarzyny Puzyńskiej to raczej takie powieści obyczajowe
z wątkiem kryminalnym. Nie przeczę, naprawdę miło się to czytało. A poza tym,
co by nie mówić, napisane jest tak, że strasznie wciąga.
Drugie z kolei były „Rodzanice”. Dziwnie
czyta się tom dziesiąty zaraz po pierwszym, bo wtedy strasznie uwypuklają się
wszystkie zmiany, które przez lata zaszły w bohaterach. Czytasz to sobie i
myślisz: „Gdzie jest Rosół, no, gdzie jest Rosół?”. Jedni nie żyją, inni się
rozstają, choć w pierwszej części bardzo się kochali. Pojawiają się
bohaterowie, o których nic nie wiesz, ale wszystkie postaci z książki doskonale
się orientują, z kim mają do czynienia. To nie jest Agatha Christie, u której
watki obyczajowe praktycznie nie istnieją, co sprawia, że nie ma różnicy czy
czytasz pierwszą książkę o Poirocie czy dwudziestą piątą.
Bardzo podobały mi się w
„Rodzanicach” wątki słowiańskie. Pisarka w ciekawy sposób wplotła je w fabułę,
przemycając informacje na temat kultury dawnych Słowian. Gorzej, że czytając je zaraz po „Motylku”, wyczuwa się, jak bardzo telenowelowa stała się
ta seria. Zaginione dzieci, rodzeństwo, którego nie było, a nagle się pojawia,
wszystko to trąciło straszną sztampą. Na dodatek intryga kryminalna jest tu
mocno naciągana, a umieszczenie akcji po raz drugi wśród tych samych ludzi,
których jest raptem kilkoro we wsi, nie pomogło. Czuć, że po tych kilku latach,
każdy w Lipowie ma jakieś zatargi z każdym. Kochanki, byłe żony, zaginione
rodzeństwo, niekochane dzieci, trójkąty.
Po lekturze dziesiątego tomu mam
wrażenie, że potencjał tkwiący w Lipowie powoli się wyczerpuje. Siłą kilkunastu-
lub kilkudziesięciotomowych serii, choćby o Herkulesie Poirot, było to, że
niewiele znajdowało się tam wątków obyczajowych, dzięki czemu można było tworzyć kolejne
tomy. Poza tym Poirot żył w Londynie, tam jest mimo wszystko większa gęstość
zaludnienia. Gdyby w małym Lipowie mordowano się z taką lubością i
zapamiętaniem, jak to opisuje Puzyńska, to wieś szybko by się wyludniła.
Komentarze
Prześlij komentarz