Źle się dzieje w państwie Witii
Małgorzata
i Magdalena Lewandowskie to duet sióstr – jedna z nich odpowiada za treść,
druga natomiast za ilustracje. „Drzewo wspomnień”, powieść fantasy otwierająca
cykl „Witia”, jest ich wspólnym debiutem. Na koncie mają jeszcze opowieść dla
dzieci „Korkiem i pralką, czyli dziennik strażnika ładu Wszechświata”.
Pierwotnie „Drzewo wspomnień” ukazało się jako e-book wydany przez autorki, ale
w 2018 roku wyszło w formie papierowej pod szyldem Genius Creations.
Saja ma zaledwie dwanaście lat,
kiedy jej rodzinny dom zostaje napadnięty. Rodzina ginie, a dziewczynka musi
uciekać. Nie widząc innego sposobu, świadomości jej przodkiń nawiązują z nią
kontakt i uświadamiają jej, że jest Witią – władczynią Daboru. Teraz bohaterka
musi zrobić wszystko, aby pozyskać sojuszników i odebrać należny jej tron.
Mam pewien problem z „Drzewem
wspomnień”. Bowiem nic w tej powieści nie jest bardzo złe, ale nic też nie jest
bardzo dobre. Podoba mi się świat
przedstawiony, szczególnie nawiązania do wierzeń dawnych Słowian. Podoba mi się zbudowanie
historii z wykorzystaniem łatwych do odczytania odniesień – do dziejów państwa
polskiego przed przyjęciem chrztu oraz Cesarstwa Niemieckiego.
Powieść jest w sumie nieźle napisana
i w miarę wciągająca. Wyczuwa się, że autorki znają i lubią temat, jaki podjęły.
Świat przedstawiony nie jest może naszpikowany mnogością szczegółów, ale został
na tyle dobrze wykreowany, że czytelnik jest w stanie zupełnie dobrze go sobie
wyobrazić. Niewątpliwym plusem są także naprawdę klimatyczne ilustracje, które
dodają całości uroku.
Z drugiej jednak strony powieść miewa
dłużyzny, a chwilami bywa schematyczna. Znów mamy do czynienia z wyświechtanym
motywem wybrańca, jedynej, która ma nadejść i poprowadzić swój lud ku lepszemu.
Nie bardzo to oryginalne, prawda? Poza tym, i
to już kwestia osobistego odbioru, drażnią mnie dwunastolatki, które
zachowują się jak dorosłe i mądre kobiety, które niejedno już widziały,
niejedno przeżyły. Owszem, można to tłumaczyć czasami, można tym, że bohaterka
ma w głowie całą wiedzę przodków, ale w sumie najsensowniejsze decyzje
podejmuje wtedy, kiedy wyrzuca z głowy przodkinie. W wieku dwunastu lat zna się
na polityce i potrafi snuć dalekosiężne plany. Rozumiałabym to jeszcze,
gdybyśmy mówili o powieści młodzieżowej. Wtedy w porządku, bohater jest
dostosowany wiekiem do odbiorcy i nikogo nie dziwi, że jedenastoletni Harry
Potter ratuje świat. Ale po co takie banialuki w książkach dla dorosłych?
Zwłaszcza że nic nie stoi na przeszkodzie, by Saja przebudziła się do bycia
Witią już jako dorosła osoba (podobnie jak jej przodkinie, ale nie, bo przecież
wtedy nie byłaby wyjątkowa, prawda?). Wtedy nikt by mi nie musiał wmawiać, że
dwunastolatka w pojedynkę potrafi uratować świat. Bohaterka zwyczajnie nieco za
bardzo pachnie Mary Sue.
Kwestia druga – w „Drzewie wspomnień”
Małgorzata Lewandowska sili się na stylizację językową. W stosowaniu archaizmów
nie byłoby nic złego. W porządku, mamy jakąś tam wersję przedchrześcijańskiego
świata, więc dostosowujemy język do czasów. To się chwali, jeśli jest zrobione
dobrze. Ale z jednej strony pojawiają się archaizmy, a z drugiej nikt nie
zadbał o to, by wyrugować kompletnie współczesne stwierdzenia typu „no to
pojechałaś”, „mam przerąbane” czy „trzymaj się cieplutko”. Przepraszam bardzo,
to albo rybki, albo akwarium. Albo bawimy się w stylizację, albo uznajemy, że
to powieść fantasy, więc bohaterowie mogą do siebie mówić zupełnie współczesnym
językiem.
Książka ma też mankament większości
powieści fantasy, bowiem stanowi część większej całości. Tutaj niestety jest
jeszcze gorzej. Otóż dostajemy niezamkniętą historię, która urywa się gdzieś w
połowie (1/3?). Biedny czytelnik brnie przez pięćset stron, by dowiedzieć się,
że „nic z tego, reszta w następnym odcinku”. Jak powiedziałaby Czerwona Królowa
z „Alicji w Krainie Czarów” Tima Burtona: to takie trochę „oszukaństwo”. Myślę,
że po włożeniu wysiłku w zapoznanie się z tą historią czytelnikowi należy się
więcej niż to, co dostaje. Ostatecznie zostaje wystrychnięty na dudka, bo nikt
nas nie uprzedza, że na koniec otrzymujemy jedynie masę pourywanych wątków i
nic więcej, a kontynuacja nastąpi nie wiadomo kiedy (jeśli w ogóle).
Komentarze
Prześlij komentarz