Historia kołem się toczy
Robert
Jordan to amerykański twórca fantasy. Jest on właściwie autorem jednego cyklu
powieści – „Koła czasu”, który składa się z czternastu książek (plus prequel).
Początkowo pisarz planował dwanaście tomów, ale zmarł w trakcie pracy nad nimi.
Na podstawie jego notatek cykl zakończył Brandon Sanderson, który stwierdził
jednak, że do pozamykania wszystkich wątków będzie potrzebował aż trzech
powieści. Do pierwszego polskiego wydania „Oka świata”, książki otwierającej
cykl, doszło w 1994 roku. Następne edycje ukazały się w 2000 i 2011 roku. W
2019 roku Zysk i S-ka zdecydowało o trzecim już wznowieniu powieści. Natomiast
w 2018 Amazon zamówił serial na postawie cyklu.
Głównym bohaterem „Oka świata” jest Rand, młody farmer,
mieszkaniec Pola Emonda. Jest właśnie w trakcie szykowania się do świętowania
nadejścia wiosny, gdy na jego dom i położoną nieopodal osadę napada banda
stworzeń, które do niedawna wszyscy uważali za legendarne. Szybko okazuje się,
że Rand i jego dwaj przyjaciele – Mat i Perrin – byli celami kreatur. Chłopcy,
aby nie narażać mieszkańców wioski, muszą wyruszyć w podróż, by dowiedzieć się,
dlaczego polują na nich potwory. W wyprawie towarzyszyć im będzie Aes Sedai,
tajemnicza kobieta obdarzona magicznymi zdolnościami.
„Oko świata” to potężna powieść, liczy dziewięćset
pięćdziesiąt stron. Fakt, że jest mocno przegadana, to jedna z jej głównych
wad. Przez pierwsze sto pięćdziesiąt akcja jest tak powolna i nudna, że
wielokrotnie byłam gotowa poddać się i nie czytać dalej. Z czasem jednak rozwój
wydarzeń mnie zaciekawił, zaczęło mi zależeć na bohaterach, zwyczajnie się
wciągnęłam.
Po powrocie z wojny wietnamskiej Robert Jordan dorabiał
sobie, pisząc kolejne książki o Conanie Barbarzyńcy i jest to bardzo wyczuwalne
w jego własnych powieściach. Liczy się przede wszystkim walka, którą mają
stoczyć bohaterowie oraz mająca im w tym dopomóc magia. Stawka jest wysoka, a
opowieść pełna patosu. „Oko świata” to typowe high fantasy. Mamy więc bohatera
z niskich sfer uwikłanego w sieć zależności, których nie rozumie. Gra toczy się
jak zawsze o najwyższą stawkę – losy świata. Wybraniec musi odbyć podróż, w
trakcie której zyska umiejętności pozwalające mu pokonać zło, inaczej świat się
skończy. W powieści Jordana nie ma w zasadzie nic oryginalnego. Widać bardzo
wyraźne inspiracje J.R.R. Tolkienem i jego „Władcą Pierścieni” – mamy chociażby
bohatera opętanego przez magiczny przedmiot, królewskiego syna, który ukrywa
własną tożsamość, aby zostać strażnikiem, przygraniczne miasto borykające się z
sąsiedztwem krainy zła. Mogłabym przykłady mnożyć dalej, ale pozostawię wam
zabawę odkrywania ich na własną rękę. Mimo wszystko świat przedstawiony jest
ciekawy i barwny. Opisana koncepcja dziejów, zaprezentowana jako koło, i tego,
jaki wpływ mają na nią ludzkie działania, może nie jest zbyt nowatorska, ale za
to przemyślana i stanowi ciekawe spoiwo, łączące ze sobą życiorysy
poszczególnych postaci.
Bohaterowie powieści Jordana mają po kilkanaście lat i
wydawałoby się, że jest to historia przeznaczona właśnie dla ich rówieśników.
Obawiam się jednak, że przeszkodą okaże się znacznie przekraczająca normę
objętość. „Oko świata” naprawdę potrafi zmęczyć. Z kolei starzy wyjadacze,
którzy niejedno już w życiu przeczytali, bez trudu dostrzegą schematyczność i
wtórność tej powieści.
Faktem jednak pozostaje, że mimo wszystko powieść została
napisana w taki sposób, że można się w nią naprawdę wciągnąć i doskonale bawić
podczas lektury. Czy warto zainwestować czas, by zapoznać się z książkami
Jordana? Czas to słowo klucz (nie tylko dla tytułu cyklu i jego fabuły). Jeśli
nie szkoda wam go na brnięcie przez niemal tysiąc stron, to może warto
spróbować?
Komentarze
Prześlij komentarz