Bo w świecie Cthulhu fajnie jest
Niewątpliwie
takim postaciom jak Edgar Allan Poe, Robert Howard czy H.P. Lovecraft
zawdzięczamy powstanie literatury popularnej. Gdyby nie oni, nie istniałaby w
takim kształcie, jaki znamy i kochamy. Zwłaszcza twórczość ostatniego z
wymienionych zdaje się przeżywać prawdziwy renesans. Wydawnictwa dostarczają
nam nowe przekłady jego prac (mam tu na myśli świetne tłumaczenie Macieja
Płazy) oraz komiksy na podstawie jego opowiadań. „Mity Cthulhu” Alberto Brecci
są przykładem takiej właśnie komiksowej adaptacji literatury Lovecrafta (obok
choćby „Ogara”). Ten świetny tytuł wypuściło na polski rynek wydawnictwo Non
Stop Comics.
Już kiedy po raz pierwszy zapoznawałam
się z twórczością Lovecrafta, miałam wrażenie, że nie ze wszystkimi
opowiadaniami Samotnika z Providence czas obszedł się równie łaskawie. Niektóre
mocno już trącą myszką i raczej bawią, zamiast straszyć i przerażać. Nie można
jednak prozie Lovecrafta odmówić, że pociąga i inspiruje kolejne umysły.
Jeszcze za swojego życia pisarz korespondował z czytelnikami i innymi twórcami
zainteresowanymi światem Pradawnych. Ta fascynacja Lovecraftem i jego
opowiadaniami zdaje się nie słabnąć. W oparciu o jego twórczośću powstają gry
planszowe i komputerowe, a kolejne pokolenia czytelników świetnie wiedzą, że w Arkham
nie może człowieka spotkać nic dobrego (nie bez przyczyny szpital dla
obłąkanych w Gotham City nosi tę właśnie nazwę).
Alberto Breccia bierze na warsztat
opowiadania Lovecrafta i przekłada je na komiksowe medium. Miłośnicy twórczości
Samotnika z Providence natychmiast rozpoznają materiał źródłowy, w którym nie
pokuszono się o większe zmiany. W tomie znalazły się między innymi adaptacje
opowiadań „Coś na progu”, „Widmo nad Innsmouth”, „Zew Cthtulu”, „Bezimienne
miasto”, „Kolor z innego wszechświata” i „Zgroza w Dunwich”. Zaznajomieni z
pracami Lovecrafta bez problemu odnajdą w kolejnych historiach elementy
stworzonej przez niego mitologii – magiczne księgi, niepokojące zapachy,
Arkham, Dunwich, Innsmouth, wychodzące z wody dziwne postaci, ludzi o niepokojących,
często rybich rysach. I choć historiom tym daleko dziś do bycia przerażającymi
czy zaskakującymi, a uproszczenia fabularne aż biją po oczach i byłyby nie do
zaakceptowania w dzisiejszej prozie, przyznać trzeba, że nadal jest w tych
opowieściach coś intrygującego.
Mimo wszystko to nie fabułą stoi ten
komiks. Należy w nim przede wszystkim zwrócić uwagę na ilustracje. Proszę
Państwa, jak to jest narysowane! Ten komiks to wspaniała uczta dla oka. Autor
korzysta tylko z czerni i bieli (świetnie pasujących do prozy Lovecrafta),
operuje kadrami od bardzo realistycznych, mocno zakorzenionych w stylistyce
noir, po właściwie abstrakcyjne, w których to dzięki narracji czytelnik musi
„ubrać” w obraz tę niewysłowioną grozę, rozgrywającą się na przestrzeni kolejnych
kadrów. Ponadto Breccia to mistrz światłocienia. Wizualnie ten komiks to coś
naprawdę niesamowitego.
Mój stosunek do prozy Lovecrafta jest
ambiwalentny. Z jednej strony doceniam wpływ jego twórczości na rozwój
współczesnej prozy gatunkowej, z drugiej nie mogę nie widzieć tego, jak bardzo
bezlitośnie czas obszedł się z niektórymi z jego tekstów. Jednak „Mity Cthulhu”
to komiks tak niesamowity, że zupełnie nie należy zwracać uwagi na pewne
niedociągnięcia fabularne. To małe arcydzieło, wizualne dzieło sztuki, które
warto znać.
Komentarze
Prześlij komentarz