Na tropie białych koni


T. mówi, że chwalę książki o Cormoranie Strike’u, ponieważ kładzie się na niego cień „Harry’ego Pottera”. Niewykluczone, że tak właśnie jest. Być może kryminalna seria Rowling nie podbiłaby mojego serca aż tak bardzo, gdyby nie osoba autorki. Za najnowszą część, „Zabójczą biel”, miałam zabrać się zaraz wydaniu, ale jak widać, mocno mi zeszło. Czekała na mnie niemal dwa lata.
            W poprzednim tomie naszych bohaterów pozostawiliśmy w bardzo ciekawym momencie. Robin właśnie wyszła za mąż, a jej szef zdał sobie sprawę, że chyba coś czuje do pracownicy, którą kilka dni wcześniej, w porywach emocji, wyrzucił z pracy. Oboje muszą nauczyć się funkcjonować w tej nieco zmienionej rzeczywistości. I w dużej mierze stanie się to tematem najnowszej, już czwartej, odsłony ich przygód. 
Cormoran i Robin to duet, który naprawdę daje się lubić (i nie lubić). Oboje kochają rozwiązywać zagadki kryminalne. To dla nich nie tylko praca, ale i pasja. Poza tym stanowią dwie bardzo ciekawe osobowości. Robin ma 28 lat. Właśnie wyszła za mąż. O dekadę starszy Strike na dobre zyskał status deketywa-celebryty. Zainteresowanie prasy wcale nie pomaga mu w pozyskiwaniu nowych klientów.
O ile postaciom głównych bohaterów udało się uniknąć bycia płaskimi (w najnowszym tomie Strike wydawał mi się nawet odpychający ze względu na to, jak postępował z pojawiającymi się w jego życiu kobietami), o tyle drugie połówki naszych detektywów wypadły bardzo płasko. Matt, mąż Robin, nigdy nie był dobrym i wspierającym narzeczonym, ale w tym tomie Rowling zamieniła go w kompletną świnię, bo tak jej pasowało do fabuły. Podobnie było w przypadku Lorelai, kochanki Srtike’a. Narrator próbuje winić ją o to, co wydarzyło się między nią a detektywem, gdy tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
Czytając najnowszą odsłonę przygód Strike’a, zdałam sobie sprawę jak bardzo jest podobny do Poirota wykreowanego przez Agathę Christie. Może nie co do wyglądu i sposobu bycia, w końcu Belg był niewysoki i pedantyczny, a Strike jest raczej niechlujny i słusznej postury. Chodzi mi raczej o kręgi, w których obaj się obracają. Tym razem Strike rozwiązuje sprawę, którą zleca mu Minister Kultury. W poprzednich tomach działał na zlecenie brata znanej modelki czy żony pisarza. Z jednej strony to obrońca uciśnionych, z drugiej jednak ma bardzo często kontakt z wyższymi sferami. A tych Rowling nie odmalowuje w superlatywach. Minister i jego rodzina mają sporo za uszami. Niby jest w tej całej historii młody ubogi chłopak, któremu Strike zobowiązał się pomóc, ale to w świecie tych sławnych i bogatych tak naprawdę rozgrywają się wszystkie znane wydarzenia.
Podobnie jak w poprzednich tomach Londyn jest tu nie tylko tłem, ale także bardzo ważną postacią. Tym razem jest to Londyn poselskich biur, olimpijskiej gorączki (akcja rozgrywa się latem 2012 roku), dżentelmeńskich klubów rodem z czasów Dickensa, zadymionych pubów, ale także Londyn demonstracji i ulicznych burd. Londyn wielkiej polityki i arystokratycznych rodzin oraz Londyn ciasnych, mocno podejrzanych mieszkań biedoty.
Zagadka kryminalna jest tu na znacznie lepszym poziomie niż w „Wołaniu kukułki”, choć, bądźmy szczerzy, to nie dla niej czyta się tę serię, a dla relacji między bohaterami. A te nadal są bardzo dobrze pisane. To dobrze, że kolejna część już w tym roku.     

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej