Beverly Hills w pantalonach
Do
dokończenia „Nastoletniej Marii Stuart” skłoniła mnie informacja, że serial ma
zniknąć z Netfliksa. Kiedyś tam, w okolicach 2015 roku, zabrałam się za jego
oglądanie. Pamiętam, że wtedy uznałam go za całkiem fajny, ale nasza przygoda
zakończyła się po drugim sezonie. Jakoś nigdy nie odczuwałam chęci, by do niego
wrócić. Az tu nagle informacja, że znika z platformy. Pomyślałam sobie wtedy,
że to dobry moment, by produkcję dokończyć, zwłaszcza, że zostały mi dwa
krótsze sezony.
Serial „Nastoletnia Maria Stuart”
opowiada o losach Marii, królowej Szkotów, od momentu jej przybycia do Francji,
by poślubić następcę tronu, delfina Franciszka po moment śmierci. Należy zacząć
od tego, że polski tytuł serialu (oryginale „Reign”) doskonale oddaje jego charakter.
Jest to zdecydowanie historia skierowana do nastoletniej żeńskiej widowni.
Pierwsze dwa sezonu poświecono drodze Marii do zostania królową Francji. Kłody
pod nogi naszej młodej królowej rzuca Katarzyna Medycejska (żona Henryka
Walezjusza i przyszła teściowa Marii). W tej roli świetnie sprawdza się
niesamowita Megan Follows (prawdziwa, jedyna i niepowtarzalna „Ania z Zielonego
Wzgórza”). Katarzyna to świetnie wykreowana postać. Widz z jednej strony jej
nie znosi (Katarzyna jest wredna, samolubna, to podła intrygantka), z drugiej
całkiem nieźle rozumie jej pobudki. Królowa-matka, a niekiedy królowa-regentka,
jest znacznie ciekawszą postacią niż sama Maria. Główna bohaterka pokazana jest
bowiem przede wszystkim na tle jej związków uczuciowych. A te są dokładnie takie,
jakich spodziewamy się po młodzieżowych produkcjach. Maria zwykle więc
umieszczona jest w trójkącie miłosnym. W pierwszym sezonie ma on ramiona
Franciszek-Maria-Sebastian (nieślubny syn Henryka Walezjusza), w następnym
Franciszek-Maria-książę Nawarry. Czwarty właściwie oscyluje głownie wokół próby
ponownego wyjścia Marii za mąż.
Dość nieregularnie rozłożono też
środek ciężkości. Serial liczy cztery sezony, a trzy z nich niemal z całości
podporządkowano życiu Marii we Francji. W ten sposób jej okres szkocki został
maksymalnie skrócony (a przez to też spłycony).
Jak wspomniałam, czwarty sezon pędzi
na złamanie karku. Twórcy mieli zaledwie czternaście odcinków, by zacząć sezon
w nowej scenerii, z nowymi postaciami, a jednocześnie go zamknąć. Właściwie
jedyne, czego dowiadujemy się na pewno, to w jaki sposób zakończyły się losy
Marii Stuart. Wątki pozostałych postaci historycznych właściwie pozostawiono
otwarte, tak, że widz nie wie, co czeka bohaterów. To nieco frustrujące. Z
jednej strony można zrozumieć, skąd taka decyzja. Z drugiej, z punktu widzenia
serialowej opowieści, nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo jedyne, co zostaje
dociekliwemu widzowi, to doczytać sobie pewne rzeczy w Wikipedii.
Na koniec warto wspomnieć, że niektóre
wydarzenia w serialu potraktowano z bardzo nowoczesnym podejściem. Warto wspomnieć
choćby o Elżbiecie, która dużo mówi o pozycji i roli kobiety. Tyle, że odwołuje
się przy tym do współczesnej wiedzy o feminizmie.
„Nastoletnia Maria Stuart” to serial
lekki i przyjemny. Dobra propozycja na letnie miesiące. Nie trzeba przy nim za
bardzo myśleć, a genialnie można się odprężyć. Ładni ludzie, ładne stroje,
ładne wnętrza, od czasu do czasu jakaś niewyszukana intryga. Czego chcieć
więcej?
Komentarze
Prześlij komentarz