Trochę mroczniej


Po „Mroczne baśnie” sięgnęłam w zasadzie z trzech powodów. Po pierwsze: to Disney, a ja Disneya łykam jak pelikan rybę. Po drugie: to Disney w niesamowitych klimatycznych okładkach, więc nie dość, że coś, co się lubi, to jeszcze ładnie zapakowane. Po trzecie: miał to być reteling znanych nam Disneyowskich historii, więc brzmiało ciekawie. Pomyślałam, że skoro „Czarownica” jest jedną z moich ulubionych historii opowiedzianych na nowo, z zupełnie innego punktu widzenia, to w „Mrocznych baśniach” także uda mi się znaleźć coś dla siebie. Zakupiłam sobie zatem zestaw trzech książek – „Potęga magii” (reteling „Aladyna”), „Świat obok świata” (reteling „Małej syrenki”) oraz „Dawno, dawno temu… we śnie” („Śpiąca królowa”). Do kompletu brakuje mi jeszcze „Z dala od siebie” („Kraina lodu”), a w sierpniu mają ukazać się jeszcze reteling „Mulan” oraz „Pięknej i Bestii”.
            Na pierwszy rzut poszła „Potęga magii”, bo wydawało mi się, że historia, w której to Dżafar zdobywa lampę, może postawić na głowie całą opowieść o Aladynie. Czy tak się stało? W pewnym sensie tak. Przez pierwsze sto stron kiełkowały we mnie spore wątpliwości. Historia toczyła się bowiem znanym doskonale torem. Dżasmina ucieka z pałacu, na targu poznała Aladyna, zakochali się w sobie, Aladyn został złapany, Dżafar wysłał go po lampę. Tym razem jednak to nie do chłopaka trafia lampa. Dżafar zdobył ją, został sułtanem i najpotężniejszym czarownikiem na świecie.
            Od tego momentu historia toczy się zupełnie innym torem, niż ta, którą znamy. Nie będę może zdradzać jakim, gdybyście zapragnęli po „Mroczne baśnie” sięgnąć. Są elementy, które bardzo mi się w tej historii podobają. Rzeczywiście jest tak, jak zapowiada nazwa serii - mrocznie. Dzieją się rzeczy, o których chyba nie powinny czytać 10-13 letnie dzieci (a przynamniej nie wiem, czy chciałabym być rodzicem wmanewrowanym w tłumaczenie dziecku, dlaczego dziewiętnastoletnia księżniczka skarży się, że trzydzieści lat starszy mąż sprawi, że umrze przy porodzie, bo zafunduje jej sytuację „co rok prorok”). Jest w tej opowieści kilka makabrycznych scen. Jasno i wyraźnie zostaje powiedziane, że wojna to śmierć, krew i łzy, i że nie ma w niej nic wzniosłego. Przyznać muszę, że w książce dzieją się rzeczy odważne, takie, jakich bym się po Disneyu nie spodziewała.
            Podoba mi się też rozszerzenie uniwersum. Otrzymujemy sporo nowych informacji o Aladynie (dowiemy się choćby, co stało się z jego ojcem i matką), zostanie nam wyraźnie powiedziane, że stary ojciec Dżasminy był zdziecinniały i nigdy nie sprawdzał się jako władca, pojawi się kilka faktów na temat dżina, a i sam Dżafar otrzyma przeszłość, o której do tej pory nic nam nie było wiadomo, i która poniekąd uzasadni jego postępowanie wobec elit rządzących.
            Książka zawiera też fragmenty, z którymi się nie zgadzam. Wydawało mi się, że Disneyowskie opowieści wyrosły już z zakochiwania się w piętnaście minut i tylko, dlatego że ktoś jest atrakcyjny wizualnie. Otóż nie, nie wyrosły. Aladyn i Dżasmina nadal zakochują się z sobie od pierwszego wejrzenia. Na dodatek nasz złodziejaszek nie potrafi przestać myśleć o tym, jaka jego księżniczka jest śliczna. Jakie ma ładne włosy, dłonie i w ogóle jest zgrabna. Dobrze z nią nie pogadał, ale już ją kocha. To bardzo krzywdzący stereotyp. Wiem, że to tylko historyjka dla dzieci, ale sprzedawanie w niej wizji świata, w której ludzie kochają się na zabój, mimo że właściwie się nie znają, jest obrazem krzywdzącym i szkodliwym. Powinniśmy uczyć dzieci, że dobra relacja opiera się na rozmowie, próbie zrozumienia, wspólnych zainteresowaniach, a nie na tym, że ktoś był „ładny”.
Druga kwestia. Zombie. Czy też macie wrażenie, że jest ich w popkulturze za dużo? Czy naprawdę opowieść dziejąca się na piaskach pustyni nie mogłaby się obejść bez zombie? Ale być może to moje osobiste preferencje i wam nie będzie to przeszkadzać.
Podsumowując, „Potęga magii” to ciekawa historia. Ma swoje wady (niektóre dość poważne), ale to miła odmiana od Disneya, który jest ciepły, przyjazny i dość odległy od mrocznej strony świata. Choć „Mroczna seria” to nie są baśnie braci Grimm, można z ciekawości rzucić na nią okiem, zwłaszcza, jeśli się lubi Disneya.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej