Amerykanka w Paryżu z pocztówki

 


Od pierwszego trailera byłam bardzo zainteresowana „Emily w Paryżu”. Lubię Lily Collins, lubię ładne widoki i ładne stroje. A poza tym brakowało mi lekkiego i przyjemnego serialu obyczajowego. Gdy więc wczoraj wszedł na Netfliksa, natychmiast zasiadłam do oglądania. Okazało się, że odcinki mają po dwadzieścia kilka minut, w związku z czym skończyłam go w jeden wieczór. I już mogę Wam powiedzieć, że „Emily w Paryżu” to serial równie miły, co… problematyczny.

            Emily pracuje w agencji reklamowej. Jej szefowa ma jechać do Paryża, a nasza bohaterka czeka, by wskoczyć na jej miejsce. Nieoczekiwanie szefowa zachodzi w ciążę i następuje zamiana ról. Szefowa zostaje, a Emily wyjeżdża. Nie mając za bardzo planu, nie znając języka. Po prostu rzuca się na głęboką wodę.

            „Emily w Paryżu” to rzeczywiście serial przyjemny. Modelowo zakłamujący rzeczywistość niczym agencja reklamowa, w której pracuje nasza bohaterka. W serialu widzimy Paryż z pocztówki. Paryż pięknych kamienic i uroczych uliczek. Paryż cudownych kafejek. Paryż butików i sklepów z perfumami. Paryż pysznego jedzenia, bagietek i kawy, gdzie nie uświadczymy śmieci na ulicach (a nie od dziś wiadomo, że miasto ma z nimi ogromny problem), imigrantów, napięć kulturowych. Bardzo przyjemnie patrzy się na ten piękny, nieistniejący Paryż, to trzeba uczciwie przyznać.

            Serial bazuje przede wszystkim na nucie komediowej i gra stereotypami. Ukazani w nim Francuzi to miłośnicy dobrego jedzenia i seksu z luźnym podejściem do związków. Sportretowani jako sympatyczni, ale mocno snobistyczni. Wciąż strofują i poprawiają naszą główną bohaterkę, która pełna dobrych intencji, próbuje szybko opanować podstawy języka. Nazywają ją „wieśniarą” i twierdzą, że to wstyd przenosić się do kraju, którego języka się nie zna. Mimo, że większość Francuzów w kontaktach z Amerykanką udaje, że jej nie rozumie, wszyscy perfekcyjnie mówią po angielsku, a to też mało zgodne z rzeczywistością. Na dodatek, mimo że tak otwarci w sprawach seksu, okazują się mocno zacofani i biedna Emily musi ich uczyć amerykańskiego spojrzenia na wszystko po kolei, między innymi na seksizm. 

            „Emily w Paryżu” mocno bazuje na schematach z komedii romantycznej. Nasza bohaterka po przeprowadzce natychmiast rozstaje się z chłopakiem, by raźno i bezrozumnie rzucić się w wir kolejnych romansów. Jest i snob profesor, i miły szef kuchni (klasyczna scena z niedziałającymi prysznicem), i dziedzic modowego imperium. Każdemu z nich Emily wskazuje do łóżka bez skrupułów i z przemożną ochotą. I fajnie. Dobrze dla niej, tylko pozazdrościć ( z drugiej strony, kto nie chciałby w łóżku Lily Collins?). Ale gdy na horyzoncie pojawia się przemiła i przesympatyczna dziewczyna naszego szefa kuchni, z którą Emily się zaprzyjaźnia, to już nie jest fajnie. Bo teraz serial próbuje mnie przekonać, że zdrada to nie jest nic złego ani godnego potępienia i każe mi kibicować nieuczciwej bohaterce, a ja tego robić nie chcę. Ostatecznie trzecia w tym trójkącie jest najsympatyczniejszą osobą w całym serialu i bogu ducha winną. A ci dwoje ją oszukują. Serial każe mi nadal lubić bohaterkę, która dopuszcza się jawnego świństwa wobec drugiej osoby, a ta przecież zawsze traktowała ją lepiej niż dobrze. Trudno mi przejść obojętnie wobec takich standardów moralności, ale może jestem zbyt staroświecka. 

            Mam jeszcze jeden problem. Nasza bohaterka, owszem, nieświadomie, zabiera do łóżka siedemnastolatka. Jasne, oboje się na ten seks zgodzili, ale czy nikt nie widzi problemu z takim wątkiem? W serialu wszystko zostaje obrócone w żart, a matka chłopaka pyta Emily, czy jej syn jest doświadczonym kochankiem. Wszak to Francuzi. Takie zabawne. Boki zrywać. Nie, zabieranie do łóżka osób niepełnoletnich nie jest fajne. I nie, nie można się z tego śmiać. Nawet, gdy do zbliżenia dochodzi za zgodą obu osób. Po prostu nie. 

Skoro Paryż, to i moda. Paryż bez mody nie może istnieć, prawda? Owszem na Emily w ładnych sukienkach miło się patrzy, ale jej rzeczy zawsze mają w sobie coś z tandety, kiczu na granicy przyjęcia, ale jednak kiczu. Jest prymitywką, jak mówi o niej projektant mody Pierre Cadault (ewidentnie wzorowany na Pierze Cardinie). Ale bądźmy szczerzy, przy całej mojej sympatii dla ślicznej i przeuroczej Lily Collins to nie jest ona Anne Hathaway, a „Emily w Paryżu” to nie „Diabeł ubiera się u Prady”, niestety (choć inspiracje widać wyraźne). 

Nie podoba mi się też, że serial w sposób błahy i prześmiewczy podchodzi po problemów wcale nie błahych i to takich, z których nie ma się co śmiać. Emily zaprzyjaźnia się z dziedziczką suwakowego imperium, młodą Chinką, która uciekła z domu przed oczekiwaniami ojca, bo chciała śpiewać, a nie spełniać jego życiowe założenia. Gdy ojciec odciął ją od gotówki, dziewczyna została nianią. W pewnym odcinku mówi ona wyraźnie, że Chiny to takie miejsce, w którym nie wolno wyrażać swojego zdania. A jednak serial prześlizguje się po problemie, bo ważniejsze są bogate chińskie przyjaciółki bohaterki, które odwiedzają ją, by się upijać i wylewać w powietrze hektolitry szampana. Brak wolności słowa i  silna kultura patriarchatu są takie zabawne, no boki zrywać, pośmiejmy się. 

Nasza bohaterka jest influencerką. Serial pokazuje nam nieco ten świat. Świat ciągłego robienia zdjęć na Insta, chodzenia na pokazy po darmowe reklamówki i promowania najgorszego g…łupstwa, byle dostać torebeczkę z prezentem. „Emily w Paryżu” niby troszkę się z tych postaw naśmiewa, próbuje przedstawiać naszą bohaterkę jako inteligentniejszą (skończyła studia, no wow), ale choć ciągle powtarza się, że Emily to dziewczyna światła i mądra, a Paryż to miasto kultury, to nasza bohaterka jakoś do Luwru nigdy nie zagląda, a książki zostawiła w Chicago. „Diabeł ubiera się u Prady” kończy się tym, że Andy przejrzała na oczy i z wielkiego świata się wycofuje, pozostaje sobą, Emily natomiast… raczej by w niego wsiąkła.

Ostatecznie „Emily w Paryżu” to serial przyjemny dla oka i bardzo estetyczny (niczym zdjęcia na Insta), ale mający mnóstwo problemów. Obejrzeć można, ale refleksji i myślenia lepiej nie wyłączać.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej