Każdy niesie swoje brzemię

 


„Brzemię” jest drugą książką, którą przeczytałam w ramach tegorocznego wyzwania „Wrzesień z Agathą”. I choć miesiąc powrotu do szkół już dawno minął, a niebawem minie także październik, postanowiłam, że ta drobna wzmianka o kolejnej przeczytanej przeze mnie obyczajowej powieści Królowej Kryminału nie powinna się zmarnować.

            Agatha Christie pisała swoje powieści obyczajowe, mocno opierając się na własnych doświadczeniach. Być może napisałaby ich więcej (choć to tylko gdybanie, które nigdy nie zostanie potwierdzone ani zaprzeczone), gdyby nie pewien wścibski dziennikarz. Pismak ogłosił światu, że pod pseudonimem Mary Westmacott ukrywa się nie kto inny, a właśnie Agatha Christie (nie ma co się dziwić, że Christie nie lubiła się z dziennikarzami). Do tego czasu zdążyło już jednak powstać sześć powieści.

            „Brzemię” to opowieść o Laurze. Gdy ją poznajemy, jest zaledwie dziewczynką, która nie znosi faktu, że właśnie urodziła jej się młodsza siostra. Dziewczynka posuwa się nawet do tego, że po cichu życzy nowemu dziecku w rodzinie śmierci. Sytuacja zmienia się jednak, gdy pod nieobecność rodziców, w domu wybucha pożar. Laura ratuje swoją małą siostrzyczkę i od tego momentu czuje, że jest za nią odpowiedzialna. Relacja z młodszą siostrą właściwie zdominuje całe jej życie.

            Muszę przyznać, że „Brzemię” to jak do tej pory najgorsza z obyczajowych powieści Agathy Christie, z jakimi miałam do czynienia (przede mną jeszcze dwie). Nie oznacza to jednak, że to książka zła. Trudno mi ją jednak stawiać w jednym szeregu z poprzednimi – „Córeczką”, „Różą i cisem”, czy „Niedokończonym portretem”.

            Tytułowe „Brzemię” rozumieć można na wiele sposobów – jako zobowiązanie, które dało się drugiej osobie i należy go dotrzymać, choć nas krępuje, jako trud opiekowania się niepełnosprawną osobą, jako przywiązanie do korzeni i rodzinnej siedziby, jako skrywaną przez całe życie tajemnicę. Również siostrzana relacja, bardzo specyficzna i nie do końca zdrowa, stała się dla obu bohaterek „brzemieniem”, naznaczając życie ich obu.

            Powieść jest bardzo nierówna i chwilami mocno chaotyczna. Zawiera liczne przeskoki czasowe sprawiające, że czytelnik gubi się i bywa zdezorientowany. Autorka pomija całe lata z życia swojej bohaterki. Przez trzy czwarte książki akcja koncertuje się na Laurze, by nagle zupełnie ją porzucić. Pod koniec przerzucamy się na zupełnie innego bohatera, o którym do tej pory nie było ani słowa. Daje nam to owszem nową perspektywę, ale jednocześnie wydaje się zabiegiem dziwacznym i nietrafionym. A już wprowadzenie na ostatnich stronach wątku fantastycznego ze snem bohatera, to jakieś kuriozum, które pasuje do pisarstwa Lucy Maud Montgomery, a nie Agathy Christie.

            Po przeczytaniu czterech powieści obyczajowych Agathy Christie widzę też, że niestety, podobnie jak w przypadku swojej twórczości kryminalnej, nie ustrzegła się schematów. Książki te układane są właściwie od sztancy i w większości zawierają te same elementy (choćby obecność mentora, który musi naszej bohaterce objaśniać świat i rzucić kilkoma światłymi frazesami). Z drugiej strony być może to nieuniknione, gdy w trakcie jednego życia tworzy się tyle książek.

            Ogólnie „Brzemię” to lektura zajmująca, choć nie wybitna. Znajdziemy w dorobku Agathy Christie dużo znacznie ciekawszych pozycji. Ale nie jest też długa ani szczególnie trudna. Można bez żalu i poczucia zmarnowanego czasu poświęcić jej dwa jesienne wieczory.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej