Dwóch panów i pani bibliotekarka, nie licząc książeczki-zabawki




Pewnego dnia przyszedł do biblioteki młody czytelnik. Postanowił się zapisać. Wziął coś Prusa i „Pana Tadeusza” Mickiewicza. Pomyślałam, że jak nic, poprawia niebawem maturę i na nowo pisze prezentację maturalną. Wykazał się jednak poczuciem humoru i zaproponował koledze, który mu towarzyszył, by i on się zapisał (w myśl, że w kupie raźniej?). Kolega jednak okazał się oporny.
- Nie, ja to nie…
- Pani coś dla niego znajdzie… - poprosił. – Z dużą ilością obrazków. Może jakiś komiks.
- Komiksy potrafią mieć ponad 100 stron – odparłam, podejmując grę.
- To za dużo, faktycznie… Mogłoby go przerosnąć.
- Ale mogę zaproponować książeczkę-zabawkę, tak na początek. Nawet wydaje dźwięki. A gdy kolega nabierze wprawy, mógłby poznać wyższy poziom wtajemniczenia.
Nieco ponad tydzień później chłopak wrócił. Oddał Mickiewicza i Prusa i poprosił o inną lekturę. Niestety nie było tego, na co miał ochotę, gdyż zostało wypożyczone. Zaproponowałam mu w zamian „Buszującego w zbożu”, ale nie był zainteresowany. Wziął inną książkę tego pisarza, o którego pytał.

Od tamtej pory przychodzi co pewien czas. Cóż, nie sądzicie, a nie będziecie sądzeni. Zwłaszcza po pozorach. Nawet bibliotekarze myślą stereotypami. Dobrze, żeby dali sobie za to czasami po łapach. A z młodym Panem bardzo się lubimy. Jest w wieku, w którym powinien czytać właśnie tego pisarza, po którego przyszedł. Powinien go czytać, by potem z niego wyrosnąć.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej