Dreszczem poczujesz, że ona jest blisko...
„Kobieta w czerni” jest adaptacją
powieści Suzanne Hill i remake’em filmu z 1989 roku. Pierwsza wersja , moim
zdaniem, nie wytrzymała próby czasu. Słowo daję, mnie bardzo łatwo jest
przestraszyć, ale tutaj… nie ma czego się bać. Obejrzeć można, jeśli ktoś lubi old schoolowe filmy, w innym przypadku
nie polecam. Najnowsza „Kobieta w czerni” to co innego.
Film opowiada
o losach młodego adwokata, Arthura, który po śmierci pani Drablow dostaje
zlecenie, by udać się do jej starej posiadłości w celu uporządkowania spraw
spadkowych i wystawienia domu na sprzedaż. Miasteczko, na obrzeżach którego
znajduje się posiadłość, zamieszkiwane jest przez nieprzychylnych, tajemniczych
ludzi. Wkrótce Arthur odkrywa, że w miejscu tym dochodzi do tajemniczych zgonów
dzieci, a stary dom spowija mroczna przeszłość.
„Kobieta w
czerni” nie jest horrorem. Jeśli oczekujecie ręki, nogi i mózgu na ścianie, to
niewłaściwy adres. To raczej film odwołujący się do schematów powieści
gotyckiej i kina z dreszczykiem (w sumie to idealna pozycja na zbliżające się
Halloween). Film oferuje nam cały arsenał kalek typowych dla powieści
gotyckiej. Mamy stary dom na bagnach, mroczą tajemnicę, czystego moralnie
bohatera, który próbuje postąpić słusznie, nieprzychylnych mu mieszkańców miasteczka
i duchy małych martwych dzieci. Są nieoczekiwane postukiwania i pojękiwania. Są
skrzypiące schody i pozytywki tak przerażające, że ścina się krew w żyłach. Tak,
w tym filmie nawet pozytywki przerażają. Jest mgła, jest mrok. Choć nawet w
środku dnia reżyser potrafi przerazić i za to należą mu się oklaski. Wierzcie
mi. No i wreszcie jest i ona. Tytułowa Kobieta w czerni. Przerażająca.
Kto szuka w
kinie rozrywki, otrzyma ją. Ten natomiast, kto poszukuje czegoś więcej, również
się nie rozczaruje. „Kobieta w czerni” jest opowieścią o sytuacji kobiet pod
koniec XIX wieku. To historia o tym, jak krzywdzące potrafią być konwenanse i
jak zbytnie oglądanie się na opinie innych może doprowadzić do tragedii. Jest
to wreszcie historia o tym, jak krzywda, którą uczyniliśmy, lubi do nas
powracać. Natomiast, gdyby dokładniej przyjrzeć się postaci głównego bohatera,
jest to opowieść o próbie radzenia sobie ze stratą i nieumiejętności pogodzenia
się z odejściem najbliższych. O ścieraniu się tego, co racjonalne z tęsknotą i
potrzebą przywołania obecności ukochanej osoby. I koniec końców jest to,
niestety, historia o tym, że zło czasami po prostu się wydarza i nie można ani
wytłumaczyć go w sposób racjonalny, ani powstrzymać
Serdecznie
polecam Wam „Kobietę w czerni”. Film przyciąga gotyckim klimatem i fenomenalną
muzyką, która tylko potęguje uczucie grozy. Miłośnicy ghost story na pewno poczują się usatysfakcjonowani.
Brzmi świetnie ! Dzięki za opisanie filmu . Obejrze z chęcią ;)
OdpowiedzUsuńDuma mnie rozpiera, że zdecydowałaś się w końcu na obejrzenie horroru, bo to jednak film z tego gatunku (i tylkoi tylko z tym stwierdzeniem się z Tobą nie zgadzam). Trochę filmów widziałam i rzeczywiście rzadkością jest problematyzowanie fabuły, umiejętne budowanie napięcia, stopniowanie faktów, nie wspominając o zachowaniu ciągłości przyczynowo-skutkowej. Takich perełek we współczesnej kinematografii jest mało, jednak się zdarzają i warto po nie sięgnąć, choćby tylko z chęci zestawienia starej szkoły w horrorem współczesnym.
OdpowiedzUsuńOglądałam ale nie spodobał mi się ten film za bardzo. Klimatyczny, ale nie zbyt straszny.
OdpowiedzUsuń