O feminizmie bez przesady

 


„Cała szkoła mówi o mnie” to debiut literacki Michelle Quach, graficzki komputerowej i pisarki, absolwentki Harvarda o wietnamsko-chińskich korzeniach. Jest propozycją dla młodzieży, która ukazała się na polskim rynku dzięki staraniom Wydawnictwa Literackiego.

„Cała szkoła mówi o mnie” to historia licealistki Elizy, której cały świat kręci się wokół „Sygnalisty” – gazetki szkolnej. Niebawem mają odbyć się wybory na nowego redaktora naczelnego i Eliza zamierza wziąć w nich udział. Jest niemal pewna wygranej, w końcu jest jedyną kandydatką, ale nieoczekiwanie do wyborów zgłasza się również Len, małomówny były baseballista, najnowszy, niemal zupełnie świeży narybek czasopisma. Kiedy dziewczyna przegrywa, rozumie, że padła ofiarą patriarchatu. Jej umiejętności nic nie znaczyły, gdy zostały skonfrontowane z echami kariery sportowej jej przeciwnika, a także z faktem, że Eliza na co dzień chodzi w powyciąganych swetrach i wydaje się innym niezbyt sympatyczną, zamkniętą w sobie osobą. Rozżalona Eliza pisze tekst dobitnie punktujący przykłady złego traktowania kobiet, w tym wiele, które dostrzegła w swojej szkole. Przegrana z byłym sportowcem w wyborach na naczelnego okaże się jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej jej kłopotów, gdy bez jej wiedzy ktoś opublikuje jej manifest na stronie głównej „Sygnalisty”.

Książka Michelle Quach jest niesamowita, napisana z wyczuciem i taktem. Autorka naprawdę aktualne i ważne tematy, które rzadko pojawiają się w prozie dla młodzieży. Mówi o feminizmie, o tym, co to znaczy być feministką/feministą. Pokazuje też, że istnieją różne oblicza feminizmu i nie ma nic złego w tym, że ludzie w pewnych kwestiach się ze sobą nie zgadzają, najważniejsze jednak, by dyskutowali kulturalnie i wspierali się, gdyż dążą do tego samego – równości.

Powieść tłumaczy różne mechanizmy zachodzące we współczesnym świecie, dotyczące także młodych ludzi, choć ci nie zawsze zdają sobie z tego sprawę (znajdziemy w niej choćby wątek dotyczący tego, że dziewczyny są oceniane po wyglądzie i to znacznie surowiej niż chłopcy). „Całą szkoła mówi o mnie” opowiada o tym, że młodzi ludzie często zderzają się z oczekiwaniami ich rodziców i o tym, że ich obraz przyszłości może rozmijać się z tym, jaki mają ich krewni i jak często nadmierne oczekiwania rodziców wpływają na życie dzieci. Porusza problem bycia potomkiem emigrantów i tego, jakie ma to konsekwencje. Zwraca uwagę na trudności, z jakimi w Ameryce borykają się mniejszości – czy to czarna, czy chińska/koreańska/wietnamska. Mówi o nieudanych związkach oraz o relacjach w rodzinie – między rodzicami i dziećmi oraz między rodzeństwem. Zwraca uwagę na możliwości portali społecznościowych i na to, jak niebezpiecznym narzędziem jest plotka i przezwisko. Autorka porusza naprawdę sporo problemów, ale ani przez moment nie miałam poczucia, że któryś z nich został potraktowany po macoszemu. Przeciwnie, każdemu poświęcono sporo uwagi.

Przez pewien czas zastanawiałam się, czy istnieje dobre wyjście z sytuacji, w którą autorka zapędziła swoich bohaterów, czy to możliwe, żeby oboje wyszli z niej z twarzą, wciąż ciesząc się sympatią czytelników. Okazuje się, że tak i za to należą się jej dodatkowe brawa. Naprawdę byłam pod wrażeniem.

Cieszę się, że w dzisiejszych czasach w powieściach dla młodzieży pojawiają się takie problemy jak dyskryminacja, nierówność czy feminizm, że porusza się sprawy trudne, niekiedy bolesne i kontrowersyjne. Cieszę się również, że na polskim rynku wydawniczym jest coraz więcej właśnie takich książek, jak „Cała szkoła mówi o mnie” czy niedawno recenzowana przeze mnie „A gwiazdy niech płoną”, w której poruszono poruszono problem samobójstwa wśród nastolatków. Mam nadzieję, że coraz więcej będzie właśnie takich książek, a coraz mniej tworów Musierowiczowopodobnych (i mówię to ja, która na „Jeżycjadzie” się wychowałam i niegdyś kochałam ją całym sercem). Jeśli tak właśnie będzie, może nasza mentalność w końcu drgnie i świat stanie się inny, lepszy. Nie tylko dla kobiet.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej