Życie zaklęte w ilustracjach

 


Lisa Aisato znana jest w Polsce przede wszystkim jako ilustratorka przepięknych powieści dla dzieci z cyklu pór roku Mai Lunde. Do tej pory ukazały się dwie ich wspólne książki – „Śnieżna siostra” i „Strażniczka słońca”. Obie są przepiękne i poruszające. Tym razem Aisato postanowiła nam jednak zademonstrować swoją samodzielną książkę, do której narysowała ilustracje i napisała tekst.

„Życie” nie jest książką fabularną, to raczej zbiór ilustracji pokazujących egzystencję człowieka od niemowlęctwa, poprzez wiek dziecięcy, nastoletni, pierwsze miłości, trwałe związki, starzenie się i emeryturę, aż po śmierć. Towarzyszą im krótkie, jednozdaniowe opisy, a niekiedy tekstu nie ma wcale.

Właściwie nie znalazłam w tej książce nic odkrywczego, nic zaskakującego. Wszyscy przecież wiemy, że dzieci cieszą się świętami bardziej niż dorośli, że nastolatki zmagają się z niezrozumiałym i zadziwiającym procesem zmian cielesnych, że pojawienie się dzieci wywraca nasze życie do góry nogami, a praca niekiedy nas wykańcza, że czasami dobrze lokujemy nasze uczucia i potrafimy przenieść je przez całe życie, a czasami rozstajemy się z osobą, która miała być na zawsze i znajdujemy nową lub nie i dalej idziemy już samotnie. Wszyscy wiemy, że w pewnym momencie tu nas boli, tam nam strzyka i nic nie można na to poradzić. A jednak Lisa Aisato to piekielnie zdolna rysowniczka, w której pracach jest coś magicznego i gdy przeglądamy kolejne jej ilustracje do czegoś tak banalnego, a jednocześnie tak nieprzewidywalnego, jak ludzkie życie, czujemy się… magicznie. Wszystkie prace są przepiękne, kolorowe, pełne całej palety niesamowitych barw (bo czyż życie takie właśnie nie jest?) i dopracowane w najmniejszym szczególe. Niektóre są wzruszające, jeszcze inne dowcipne, jeszcze inne z kolei w ciekawy sposób metaforyczne.

Z całą pewnością „Życie” to książka nie do czytania, lecz do oglądania, do pochłaniania wzrokiem. To bardziej uczta wizualna, estetyczna niż literacka. Niemniej, jak wspomniałam, Aisato to niezwykle utalentowana ilustratorka. Czy jej książka straciła na niemal całkowitej nieobecności tekstu? Czy Aisato traci na sile przekazu, gdy jej obrazom nie towarzyszą tak magiczne słowa, jak te napisane choćby przez Maję Lunde? Moim zdaniem nie, ale mam świadomość, że jest to pozycja na tyle nieszablonowa, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Niemniej warto po nią sięgnąć i przekonać się, czy jeden obraz może mówić więcej niż tysiąc słów.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej