Cóż to za stworzenie, jedynie kształtem przypominające człowieka?
W 1992 roku słynny reżyser
Francis Coppola nakręcił kultową już dziś adaptację powieści Brama Stokera
„Dracula”. W filmie zagrały same gwiazdy – Gary Oldman wcielił się w Drakulę,
Winona Rider zagrała Minę, Keanu Reeves odtworzył postać Jonathana, zaś Anthony
Hopkins Van Helsinga. Równolegle wydano komiks stworzony przez Roya Thomasa i
Mike’a Mignolę, który kadrami oddawał filmową stylistykę. Dziś tę niesamowitą
powieść graficzną podziwiać może także polski czytelnik, a to wszystko dzięki
wydawnictwu KBoom.
Roy Thomas jest znany polskiemu czytelnikowi z wydawanego
niegdyś przez TM Semic „Conana” czy historii wypuszczanych w ramach Wielkiej
Kolekcji Komiksów Marvela („X Men”, „Avengers”, „Defenders”). Mike Mignola
również jest u nas rozpoznawalną postacią, jako autor chociażby rysunków do
„Hellboya”, „Pan Higgins wraca do domu” i „Wiedźmina”.
Właściwie każdy mniej lub bardziej szczegółowo kojarzy
historię Draculi. Książę z Transylwanii był postrachem swoich czasów. Słynął z
okrucieństwa. Kiedy stracił ukochaną, zaślepiony złością, został wampirem. Po
wielu wiekach odkrył, że pewna londyńska arystokratka wygląda zupełnie jak jego
zmarła miłość, i postanowił ją zdobyć.
Mam wrażenie, że nieznającym książkowego pierwowzoru albo
choćby adaptacji Coppoli, którą inspirowali się twórcy komiksu historia
wydawałaby się zupełnie nieuporządkowana. Zdecydowano się bowiem na
zastosowanie licznych retrospekcji, by ukazać wcześniejszą historię Draculi.
Dodano także wstawki z dziennika Jonatana i pamiętnika Miny. I choć wszystkie
te elementy występują w powieści Stokera, w komiksie tworzą istny chaos
narracyjny, a ten wielogłos raczej szkodzi tej opowieści, niż ją wzbogaca.
Mike Mignola wzniósł się tu na wyżyny swojego talentu. Ze
względu na fakt, że komiks jest czarno-biały, w fenomenalny sposób zabawił się
światłem i cieniem. Doskonale oddał też twarze znanych z adaptacji filmowej
aktorów. Zastosowanie jedynie dwóch barw ma jednak także pewne minusy. Czasami
trudno mi się było zorientować, co w zasadzie widzę, bo to, co znajdowało się w
kadrze, zlewało się ze sobą.
Dla miłośników wampirów jest to w zasadzie pozycja
obowiązkowa, podobnie jak dla wielbicieli obrazu Coppoli. Dla pozostałych to
zapewne niezwykła ciekawostka, z którą warto się zapoznać.
Komentarze
Prześlij komentarz