Wilq Superbohater obraża blogerów, a autorka "Milczących słów" składa oświadczenie
Oświadczam, co następuje: moja
książka nie jest romansem paranormalnym. Jeszcze do niedawna skłonna byłam,
choć z niezbyt wielkim zachwytem, tak ją kwalifikować gatunkowo. Jednakże
ostatnio przeczytałam dwa „klasyczne” romanse paranormalne („Mrocznego obrońcę”
Christine Fehaan i „Drapieżną ciemność” Alexandry Ivy). Obie pisarki są podobno
w Stanach niesamowicie popularne. Ich książki to bestsellery. Moja powieść nie
jest do nich podobna (nie tylko dlatego, że nie jest bestsellerem i pewnie nie
będzie, skoro nie wykazuje podobieństwa). Dlaczego? Moja bohaterka nie
przespałaby się z facetem, którego ledwo zna (choć mam świadomość, że miłość
nie jest warunkiem koniecznym, by rodziły się dzieci). Moja bohaterka nie jest
chyba aż taką kretynką, by zakochać się w facecie tylko dlatego, że wcześniej
go nie znosiła. Ponadto w mojej powieści nie ma momentów (a jeśli są, to nie
między głównymi bohaterami). Bohater mojej powieści jest wkurzający, irytujący,
denerwujący i arogancki dlatego, że taki właśnie miał być. W powieściach wyżej
wymienionych pań jest on identyczny, aczkolwiek bohaterkom wydaje się, że to
cudowni, wspaniali, zakochani w nich do nieprzytomności mężczyźni. No, chodzące
ideały. Nic tylko do nich wzdychać (więc dlaczego zamiast wzdychać byłam
poirytowana?). Mój bohater miał źle traktować bohaterkę. Takie było założenie.
Tam mężczyźni źle traktują kobiety, a jednocześnie jest napisane, że na rękach
je noszą, i że rzeczone panie są dla nich najważniejsze na świecie. Taaa,
jasne. I wreszcie. Moja książka nie jest romansem paranormalnym, bo mój bohater
wolałby popełnić harakiri a zaraz po nim seppuku, niż nazwać bohaterkę „aniołem”.
Zatem ja, autorka „Milczących słów, oświadczam: moja książka jest powieścią
fantasy z wątkiem miłosnym, ale nie romansem paranormalnym.
Drugie ogłoszenie parafialne.
Czytałam ostatnio komiksy o „Wilq Superbohaterze”. Wilq ma w zwyczaju obrażać
wszystkich – religie, studentów, starsze panie, kibiców, miłośników komiksu. Teraz
wziął się za blogerów. Konkretnie: pojechał do Warszawy, by spełnić swój
superbohaterski obowiązek i rozpędzać demonstrację tychże, odbywającą się pod
Pałacem Kultury. Blogerzy bowiem demonstrowali, domagając się wydania antologii
swoich grafomańskich tekstów. Gdyby ich grzeczne wymuszenie miało się spotkać z
odmową, grozili ujawnieniem zakończeń wszystkich nowych filmów i seriali, które
wykradli z Federalnego Banku Zakończeń z Pensylwanii.
Drogi Wilq Superbohaterze, cóż
mogę rzec. Sama prawda! O niczym innym nie marzę, jedynie o tym, by wydawano
kolejno moje grafomańskie powieści i by teksty owe stawały się bestsellerami,
zapewniając mi utrzymanie na co dzień i dobrze byłoby, gdyby także emeryturę. A
co do zakończeń filmów i seriali… och, jakże chciałabym je znać! Nie musiałabym
wraz z innymi czekać calusieńkich dwudziestu dwóch tygodni, by dowiedzieć się,
jaki jest finał sezonu. Ale niestety, niestety, podejrzenie jakobyśmy my,
blogerzy, je znali, jest chyba li i jedynie kaczką dziennikarką. A jeśli nie, to
ja bardzo proszę, o przesłanie mi ich (tychże zakończeń) na maila. Wystarczająco
grafomańsko?
Komentarze
Prześlij komentarz