Gaiman nie zawsze dostarcza
Neil Gaiman to uznany autor powieści i
scenarzysta komiksowy. Fakt, wychodzi mu raz lepiej, raz gorzej, a niekiedy
jego twory bywają bardzo dziwaczne, ale talentu z pewnością odmówić
Brytyjczykowi nie można. W 1988 roku powołał do życia serię komiksową „Sandman”,
której popularność, jak sam zauważa, przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Z
okazji trzydziestej rocznicy wydania „Sandmana” oraz dwudziestej piątej
powstania Vertigo Gaiman zebrał cenionych przez siebie scenarzystów i
ilustratorów i po raz trzeci (drugi raz uczynił to w serii „Sandman. Uwertura”)
powrócił do świata Sandmana.
Lądujemy w krainie snu.
Jej mieszkańcy mają problem, gdyż niepokoi ich dziwna szczelina. Władca krainy
jest jednak nieobecny, więc wysyłają posłańca, kruka, by go odnalazł. Ptak
przedostaje się do świata na jawie, gdzie podczas swojej misji trafia na
bohaterów, których dotyczyć będą kolejne tomy serii – dwie młode kobiety z
Nowego Orleanu, tamtejsze bóstwa voodoo, nastolatka z Anglii posiadającego
magiczne zdolności oraz mrocznego księcia piekieł, Lucyfera.
W serii spotkamy zarówno
starych, jak i nowych bohaterów. Widać, że cieniutki zeszycik (48 stron)
„Sandmana. Uniwersum” to tylko wstęp, mający jedynie dać nam przedsmak tego, co
spotka nas w innych seriach rozwijanych w ramach uniwersum. Niby pokazują nam
słodycze, na które mamy ochotę, ale te wciąż są za szybą, więc nic nam po nich.
Komiks bowiem nie stoi na własnych nogach. Nie prezentuje żadnej samodzielnej
historii. Ot, zarysowuje problem, przedstawia bohaterów i… właśnie wtedy się
kończy, każąc nam czekać na więcej.
Tom ten nie powala ani w
warstwie fabularnej, która wieje pustką, bo nie ma tam absolutnie żadnej
historii do opowiedzenia, ani w warstwie ilustracyjnej. Rysunki są w porządku,
ale nie wyróżniają się jakoś szczególnie. Inna kwestia, że też nie bardzo było
co pokazać.
Istnienie tego komiksu
to, moim zdaniem, pomyłka. Powinien być dołączony do pierwszego tomu każdej z
serii jako wstęp. To byłaby najwłaściwsza dla niego rola. Prezentować go jako
osobne dzieło, to jednak spory błąd. Zwłaszcza że opowiada o bohaterach różnych
nowych serii w ramach danego uniwersum. Bardzo to wszystko skomplikowane. Oby
tom ten nie zniechęcił czytelników do następnych.
Komentarze
Prześlij komentarz