Sześcioro dzieci kontra wielki, zły inkwizytor (i szczury, szczury, szczury)
„A Plague Tale: Innocence” to gra akcji z
elementami skradanki od francuskiego studia Asobo. W maju 2019 roku Asobo
zaproponowało nam grę osadzoną we wczesnośredniowiecznej Francji ogarniętej
czarną śmiercią.
Główną bohaterką „A
Plague Tale” jest Amicia de Rune, młoda szlachcianka. Dziewczyna jest właśnie
na polowaniu z ojcem, gdy jej ukochany pies zostaje zaatakowany i praktycznie
żywcem zjedzony przez dziwnie zachowujące się szczury. Jak u Hitchcocka. Na
początku mocne tąpnięcie, a potem w zasadzie coraz gorzej. Amicia wraz z ojcem
wracają do zamku, siedziby rodu, gdzie zostają zaatakowani przez inkwizycję.
Ojciec, zanim straci życie, zdąży powiedzieć córce, by o najeździe
poinformowała matkę. Dziewczynka dociera do wieży, w której jej matka
przebywała z młodszym dzieckiem, słabowitym bratem Amicii, Hugonem. Matce udaje
się wydostać dzieci z zamku. Zanim sama straci życie, zleca dziewczynce, by
doprowadziła brata do znajomego alchemika. Tylko on może pomóc zahamować dziwną
chorobę Hugona.
Najmocniejszym elementem
gry jest właśnie opowiadana historia. Każdy kolejny rozegrany rozdział odsłania
przed nami elementy tajemnicy. Co sprawia, że szczury zachowują się tak
dziwnie? Na czym zależy inkwizycji i dlaczego zaatakowała siedzibę rodu de
Rune? Co wspólnego ze szczurzą plagą ma dziwna choroba brata Amicii? Historia
jest naprawdę wciągająca, tyle, że gdy bitewny szał opadnie, okazuje się, że
tak naprawdę na niektóre z pytań nie otrzymujemy satysfakcjonujących
odpowiedzi, mimo że gra cały czas łudzi nas, że tak właśnie będzie. A tymczasem
docieramy do końca i okazuje się, że po niektórych wątkach twórcy jedynie się
prześlizgują, licząc, że zbyt zajęty wymijaniem lub zabijaniem przeciwników
gracz tego nie zauważy.
Drugim mocnym punktem gry
są relacje między postaciami. Przede wszystkim między dwójką rodzeństwa. Amicia
ma trzynaście lat, Hugo osiem. Nigdy jednak nie nawiązali ze sobą bliższych
relacji, praktycznie są dla siebie obcymi osobami, gdyż ze względu na swoją
chorobę, Hugo cały czas mieszkał w wieży, a towarzystwo matki było jedynym,
jakie znał. Teraz zmuszeni są wspólnie podróżować, Amicia musi opiekować się
młodszym bratem. Twórcy sprawili, że obie postaci są pełnokrwiste. W trakcie
rozgrywki nieraz żal nam Hugona, który jest tylko przestraszonym dzieckiem, w
innych jesteśmy gotowi skręcić kark małemu gnojkowi i zastanawiamy się, po co
Amicia w zasadzie go ze sobą targa. Przecież mogłaby go zostawić. Zwłaszcza, że
gra żongluje, raz (choć rzadko) czyniąc z Hugo naszego małego pomocnika, który
jest na tyle szczupły i niski, że na przykład przeciśnie się przez dziurę i
otworzy okno, innym razem, gdy na chwilę puścimy jego rękę, by coś sprawdzić,
zaniepokojony Hugo zaczyna głośno płakać, sprowadzając nam na głowę strażników.
Podczas naszej wędrówki
przez toczoną chorobą Francję spotkamy nie tylko wrogów, ale i sprzymierzeńców.
Oczywiście, będą oni dość stereotypowi. Młodego alchemika przydzielą nam do
drużyny, by miał kto uczyć nas robić mikstury, syna zamordowanego przez
inkwizycję kowala przydzielą nam w trakcie jako typowego osiłka, dwójkę
rodzeństwa ulicznych złodziejaszków otrzymamy jako wsparcie do otwierania
zamków i odwracania uwagi przeciwników. Mimo wszystko postaci zostały tak
napisane, że zaczyna nam na nich zależeć, lubimy je i żałujemy w trudnych momentach.
Kolejnym wartym uwagi
elementem jest świat przedstawiony. Średniowieczne miasteczka są tutaj pokazane
z tak niesamowitą dbałością o detale, że szczękę można zbierać z podłogi. Pył
ze spalonych domów i ciał, który unosi się w powietrzu na każdym kroku naszej
wędrówki, jest tak autentyczny, że aż się chce wyciągnąć po niego ręce. Ta gra
jest jednocześnie przerażająca i obleśna jak i zachwycająca. Przerażająca i
obleśna, bo mamy do czynienia ze światem trawionym plagą. Na ulicach leżą trupy
ludzi i zwierząt, które aż ruszają się z powodu obecnych w nich szczurów, pola
bitwy (trwa konflikt z Anglią) pełne są zmasakrowanych ciał. A jednak cała ta
makabra, łącznie z wszechobecnymi hordami szczurów, została zanimowana tak, że
wydaje się na swój sposób zachwycająca i hipnotyzująca. Wydaje się to
niemożliwe, a jednak.
No właśnie, szczury.
Hordy szczurów. Grupki szczurów. Szczury na posadzkach. Szczury na sklepieniach
dachów. Białe szczury. Czarne szczury. Szczury o czerwonych oczach. Piszczące
szczury. Atakujące szczury. Uciekające szczury. Walczące szczury. Szczury,
szczury, szczury. To nie jest dobra gra dla tych, którzy bardzo brzydzą się
szczurów.
Również animacji postaci
nie można nic zarzucić. Główni bohaterowie zostali przedstawieni tak, że ma ich
twarzach maluje się cała gama prawdziwych ludzkich emocji. Gorzej, że wizerunki
drugoplanowych inkwizytorów są wszystkie niemal identyczne, co podkopuje nieco
realizm (podobnie jak mocne zboczenie w stronę fantastyki w finałowej walce z
bossem), ale jestem grze w stanie to wybaczyć.
Odejdźmy na chwilę od
samej fabuły i grafiki w stronę mechaniki gry. Zaczynamy od elementów typowo
składankowych. Ot, rzuć jakiś garnek, żeby odwrócić uwagę strażnika i przejść
bezpiecznie (i tylko nie zapomnij o braciszku, bo narobi rabanu i zginiesz),
innym razem odwróć czyjąś uwagę kamieniem. Z czasem nasza bohaterka dorobi się
procy, co pozwoli jej w mało wyszukany sposób zabijać przeciwników, zanim oni
zabiją ją. Kiedy naszymi wrogami staną się wielkie skupiska szczurów, będziemy
się odganiać od nich za pomocą zapalonych patyków (uwaga, szybko gasną!),
pochodni, systemów zapalonych latarni. Z czasem nauczymy się nawet
wykorzystywać je do własnych celów.
Nie wierzcie tym, którzy
wam powiedzą, że gra jest zbyt łatwa, a przeciwnicy mają inteligencję na
poziomie kupy liści. Jestem niedzielnym graczem i przejście „A Plague Tale”
sprawiło mi sporą trudność. Do tego stopnia, że by pokonać finałowego bosa (co
ostatecznie zrobił i tak mój mąż) musiałam nauczyć się pewnej sekwencji ruchów
przeciwnika. Przybiegnij, odbiegnij, zatrzymaj się tuż za opadającym kurzem.
Zgiń i powtórz. I Powtórz. I powtórz. I powtórz… i (no sami wiecie). Dla mnie
była to trudna gra, w której niekiedy poziom frustracji był znacznie wyższy,
niż satysfakcja z gry i z wycieczki po pięknej średniowiecznej Francji.
Niekiedy ze zgryzoty byłam gotowa rzucić padem w telewizor. I nie, gra nie ma
poziomu trudności. Świetni gracze i cieniasy mają do dyspozycji tę samą
rozgrywkę. A i te zagadki. Nie przepadam, gdy w grze pojawia się
szmatka-zagadka. A tutaj trochę ich jest. Z niektórymi poradziłam sobie sama,
ale w rozgryzieniu niektórych pomógł youtube.
„A Plague Tale” to
naprawdę świetna gra. Jeśli zdecydujecie się z nią zapoznać (nawet, jeśli
skradanka to nie jest wasz żywioł), historia wciągnie was i w dużej mierze
złagodzi wszystkie niedogodności podczas rozgrywki. Nie jest to jednak gra dla
ludzi, którzy odczuwają jakieś szczurze fobie. Gryzonie są tu w pewnych
momentach zdecydowanie na pierwszym planie, a od ich obecności (i dosłownie, i
w przenośni) niekiedy nie da się uciec.
Komentarze
Prześlij komentarz