Madame Intueri rozważa zjawisko zaściankowości



Rok temu Madame Intueri zastanawiała się, czym jest literatura kobieca. Doszła wtedy do wniosku, że „babskie” książki wbija się zazwyczaj w schemat „szukająca siebie ONA wyjeżdża na wieś, gdzie kupuje dom/letnisko/pensjonat/rozlewisko, poznaje superprzystojnego i koniecznie bogatego JEGO i dzięki temu natychmiast orientuje się, czego tak naprawdę brakowało jej do szczęścia”. W planie tym oprócz paru innych niedociągnięć, które Madame już kiedyś rozważała, dostrzega dziś nowy problem. ONA bowiem wybiera zwykle wieś/odludzie/głuszę/dzikie odstępy. I jakoś w zupełnie naturalny sposób i bez absolutnie żadnych problemów ONA dogaduje się z tubylcami. Czy to takie łatwe? Nie jestem przekonana. Dlatego dziś Madame Intueri postanowiła poświęcić swe rozważania naturze zaścianka.
            Madame Intueri sama wychowała się w niewielkim mieście. Po okresie krótkotrwałego ukulturalnienia (nie mylić z coolturalnością, bo coolturalna Madame nigdy nie była) okoliczności przygnały ją z powrotem do matecznika. Madame wie jednak doskonale, iż "Średnie miasta, są takie średnie miasta, gdzie żaden dom nad inne nie wyrasta. W średnich miastach mężczyzna czy niewiasta nie zwykli są sąsiadów swych przerastać.  Średnie miasta wyryły zamiast hasła nad bramą swą jedyne słowo: <<Basta>>”. Dlatego Madame twierdzi, iż niemożliwe jest, by coolturalna pani wyruszająca z dużego miasta na polską prowincję natychmiast i bez przeszkód dogadała się z tubylcami. Nie, po prostu nie! Dlaczego? Gdyż średnie miasto to, nazywając rzecz po imieniu, zaścianek (według definicji ze słownika języka polskiego „zaścianek to środowisko, społeczność zacofana pod jakimś względem (głównie umysłowym)” . W średnim mieście, jeśli odróżniasz się od sąsiada, zostaniesz spacyfikowany lub w najlepszym razie zepchnięty na boczny tor i uznany za społecznie szkodliwego wariata/wyznawcę szatana/ ateistę/buddystę albo innego mahometanina. Co w gruncie rzeczy oznacza to samo. Jesteś trędowaty i nie tkną cię nawet kijem, a już na pewno odwrócą głowę na ulicy, gdy powiesz "dzień dobry". Żadnej odpowiedzi na pozdrowienie. Co to, to nie! Madame ma świadomość, że jest wariatką. I wcale jej nie to doskwiera, gdyż idąc za zdaniem Lewisa Carolla uważa, że "tylko wariaci są coś warci". Jest zatem szurnięta, pokręcona, ma nierówno pod sufitem, brakuje jej nie tylko szóstej, ale pewnie i piątej klepki. A skąd Madame to wie? Sprawdziła...
            Pewnego pięknego październikowego dnia, Madame usłyszała, że ksiądz z ambony zabronił obchodzenia Holloween. Bo święto pogańskie (a może amerykańskie, nie do końca wiadomo...), bo czczenie szatana i w ogóle rozpusta, grzech, krew i przemoc. W końcu Belzebub z Lucyferem pod rękę schodzą na ziemię tylko i wyłącznie wtedy, gdy ludzie dobrze się bawią. Wszak zabawa to rozpusta, a rozpusta to grzech, a grzechów się nie wybacza, lecz piekłem i ogniem (a czasem również mieczem) zwalcza. Co więc robi średnie miasto? Wpada w popłoch. Bo skoro instancja najwyższa, pierwsza po Bogu zakazała... bawić się nie można. Żadnych cukierków, psikusów. Broń Boże śmiechów. Bo śmiech to dobra zabawa, a święto ma być melancholijne, bogoojczyźniane. Zatem nosy na kwintę. Któż to widział się cieszyć. Jeszcze by nam się hormony szczęścia podniosły i wydałoby się, że je w ogóle mamy. A powinniśmy być smutni, apatyczni, bylebyśmy tylko nie podskakiwali, niczego nie chcieli, o nic nie wołali. To robi średnie miasto. A co robi mieszkająca w nim czarownica, Madame Intueri? Rozważa wszystkie za i przeciw, a następnie w towarzystwie wielce utalentowanej i nieocenionej M. wykonuje lampion z dyni.
 Lampion ma kły, a więc jest wampiryczny. Wampir to demon. Co w prostej linii prowadzi nas do ogni piekielnych. Zwłaszcza, że Lucyfer to przecież niosący światło. A światła w lampionie jest tylko nieco więcej niż na lekarstwo. Lampion miał być niewinny, stworzony ku uciesze osób go wykonujących. Miał służyć tylko i wyłącznie zabawie. Ale nie myśl, drogi mieszkańcu średniego miasta, że jeśli się wyłamiesz, nie zostaniesz osądzony. Co to, to nie.
            Sąd nad Czarownicami odbył się i w tym przypadku. Usłyszałyśmy więc z M., że "oszalały baby". A dlaczego oszalały? Bo chcą czegoś więcej niż dom rodzina i rodzenie dzieci. Przecież role matek Polek powinny nas całkowicie satysfakcjonować. Oszalały baby, bo żyjąc w zgodzie ze swoimi przekonaniami i nie ulegając zakłamaniu, nie chodzą do kościoła. Ach kto to widział, jak tak można. Wreszcie oszalały baby, bo uważają, że dziecko powinno samo decydować czy chce zostać ochrzczone, czy nie. Oszalały baby, bo ośmielają się mieć zainteresowania i potrzebują czegoś więcej niż wieczór przed telewizorem. Kto to widział! Oszalały babsztyle, babusy, czarownice. Na stos z nimi! Co prawda wiek nie jest XVII, kobiet ze znamionami czy o rudych włosach już się nie podtapia, by sprawdzać czy mają konszachty z czartem, ale kto by na takie szczegóły, drobiazgi jak chronologia wydarzeń w ogóle zwracał uwagę. Madame ma wrażenie, że instytucja stosu miałaby się w "oświeconym" i oświetlonym żarówką energooszczędną XXI wieku wcale nieźle. Co prawda stos musiałby być ekologiczny, więc może elektryczny? Zieloni byliby zadowoleni, a i wydajność by być może wzrosła.
            Jeśli ktoś twierdzi, że XXI wiek to wiek postępu, rozwoju kultury, sztuki, nauki to z... całą pewnością ma rację. Ale niech wytknie nos ze swojego świata kin, teatrów, centrów handlowych, szkół prywatnych i komunikacji miejskiej. Zapraszamy do dowolnego polskiego... średniego miasta. Tutaj mimo pozorów doskonałego rozwoju (ktośniektoś ma tu nawet audi, ktoś basen, inny dom z wieżyczką i gosposią, ktoś w ramach hobby lata na paralotni, a niektórzy to nawet wiedzą co to meta, oczywiście nie ta w sensie sportowym, w średnich miastach w dobrym tonie jest finiszować równo, dokładnie w tym samym czasie, ale ciiii, nikt tu przecież o nikim nic nie wie, czujne oczy innych nie śledzą każdego twojego ruchu, nikt nikogo palcami nie wytyka) trwa w najlepsze zaścianek. Spełnia się co do joty jego słownikowa definicja. Witamy w średniowieczu. Witamy w średnim mieście. Tylko pamiętajcie: " Gdy za tobą taka brama się zatrzaska, trudno będzie tobie wyjść z takiego miasta". 

A na koniec "Żywiołak" z dedykacją dla wszystkich...
Wiedźm
 

Komentarze

  1. nie no, chyba nie jest aż tak źle? Też jestem z małego miasta, ale tam raczej nikt by nie robił problemów z Halloween :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest fakt, że w niektórych książkach, aż przesadzają z tą uprzejmością mieszkańców.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudna ta piosnka:) jestem oczarowana!!

    OdpowiedzUsuń
  4. My, czarownice, już tak mamy. Potrafimy oczarować. Choćby naszym wyborem ;). Polecam też gorąco inne piosenki tego zespołu. I "Panią Jeziora" zespołu Leśne Licho. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej