Kilka słów na dzień premiery
Długo
się zastanawiałam, co mam dzisiejszego dnia napisać. Chciałabym napisać, że
dziś jest jeden z najważniejszych dni w moim życiu, ale wcale nie jestem
przekonana czy to prawda. Wiecie, miałam już jeden taki dzień, kiedy byłam
przekonana, że wystarczy mieć dobry tekst i go wydać, żeby osiągnąć sukces.
Dziś jestem już mądrzejsza, wiem, że to nieprawda.
Od wydania mojej poprzedniej książki
minęło sześć lat. Sześć lat naprawdę ciężkiej pracy. Sześć lat odrzucania
kolejnych tekstów. Sześć lat tracenia i odzyskiwania nadziei. Sześć lat pisania recenzji, prowadzenia
bloga, nagrywania okazyjnych filmików. I tak, pisania kolejnych książek. Nie
jednej. Kilku. Nie tylko tej, którą dziś zobaczyć będzie można na księgarskich
półkach (a przynajmniej taka mam nadzieję).
Z perspektywy tych sześciu lat mogę
powiedzieć tyle: nie żałuję wydania „Milczących słów”. Nadal bardzo lubię tę
historię. Nie żałuję, bo w dużej mierze dzięki tej książce dostałam pracę. Dzięki
niej mam za sobą szereg doświadczeń. Także negatywnych. Dziś wiem, że samo
wydawanie nie uczyni z nikogo pisarza. Jeśli ten ktoś ma talent, prędzej czy
później poradzi sobie w normalnym wydawnictwie. Wydawnictwo typu vanity prędzej zmarnują czymś talent na
starcie, niż komukolwiek pomogą. Mam prawo taki mówić, bo sama przez to
przechodziłam.
Czy dziś, właściwie tak naprawdę w
dniu swojego debiutu, mogę nazwać się pisarką? Nie i nawet nie będę chciała
tego robić. Nadal nie wierzę, że jeśli uda mi się stworzyć kolejny tekst,
będzie łatwiej go wydać. Bo każda książka to osobna bitwa.
Co jeszcze chciałabym dziś
powiedzieć? Przede wszystkim, Osobom, które przeczytają moją książkę, chcę
podziękować, że poświęciły na to czas. Bo bez czytelników książka nie istnieje.
Nieważne czy Wam się podobała, czy nie, dziękuję, że poświęciliście jej czas i
fragment Waszego życia. Zapewniam, że starałam się ją napisać najlepiej jak
potrafiłam. Tym, którzy odnajdą się na jej kartach, i którzy powiedzą: „Tak,
tak to czuję, to jest o mnie”, chcę podziękować, że dzielimy wspólne
doświadczenie i wrażliwość. Nie jestem na tyle zadufana w sobie, by wierzyć, że
moja książka komukolwiek pomoże podjąć decyzję czy się odnaleźć, ale wierzę, że
choćby czas poświęcony na jej przeczytanie może dać wytchnienie od własnych
problemów. Tym, którym moja powieść się nie spodoba, a pewnie wielu takich
będzie, jak i mnie nie podoba się wiele z książek, które czytam, mogę
powiedzieć jedynie, cóż, może następnym razem?
Ludziom, którzy marzą o pisaniu, powiem,
by nie rezygnowali. Znajdzie się masa osób, od których usłyszycie, że się do
tego nie nadajecie, że powinniście zrezygnować. Niewykluczone, że są to ludzie,
którzy Was kochają i chcą dla was jak najlepiej. I być może mają rację, że ni w
ząb nie potraficie pisać i trawicie życie na nieziszczalne marzenie. Dla mnie
taką osobą, która zawsze twierdziła, że się nie uda i zamiast trawić godziny
przed komputerem, powinnam zacząć robić coś „pożytecznego”, była moja mama. I
za każdym razem, kiedy się nie udawało, miałam wrażenie, że odczuwa satysfakcję
i po cichu mówi sobie: „A nie mówiłam?”. Wierzę, że taka postawa wynika z tego,
że mnie kocha i wydawało jej się, że wie lepiej, co dla mnie dobre. Bo przecież
niby dlaczego taka ja miałaby pisać książki? Dlatego z perspektywy czasu i z własnego
doświadczenia twierdzę, że nikt nie ma prawa mówić Wam, co potraficie, a czego
nie. Co możecie, a czego nie. Gdybym uwierzyła mojej mamie, nigdy nie byłoby
mnie tu, gdzie dziś jestem. Jedyną osobą, która może Wam powiedzieć: „Nie, już dość,
pas, czas przestać się uganiać za nieziszczalnym marzeniem”, jesteście Wy sami.
Ale upewnijcie się, że nie zrobicie tego zbyt szybko. I nawet, jeśli nikt w Was
nie wierzy, musicie sami w siebie wierzyć. Tak naprawdę nikt za Was tego nie
zrobi.
Chciałabym napisać, że dziś jest
jeden z najważniejszych dni w moim życiu. Ale wiecie co? Tak naprawdę niewiele
się zmieni. Wypiję poranną kawę, zjem śniadanie. Pojdę do tej realnej pracy,
która pozwala mi zarabiać na życie. Wieczorem pewnie poczytam książkę. I kolejnym
kubkiem kawy wzniosę toast za ten jeszcze jeden zdobyty i wypracowany szczyt.
Pomyślę też o osobach, bez których jednak by mnie tu nie było. Zwłaszcza o
jednej. Panie Janku, choć nie wierzę, że dotarł Pan do swojej Wenecji i dziś z
góry uśmiecha się, patrząc na mnie, wiem, że dziś cieszyłby się Pan razem ze
mną. Uśmiechnąłby się Pan i powiedział:
„Brawo, moja dziewczynko”.
Być może ktoś dziś kupi moja
książkę, a może nie. Choć oczywiście, wolałabym tę pierwszą opcję. Wszystkim, którzy zechcą się z nią zapoznać,
życzę udanej lektury i z całego serca dziękuję.
Poniżej zamieszczam początkowy fragment
„Miliona smutnych atomów”, który znaleźć można na stronie empik.com. Zresztą na
stronie Empiku jest dziś promocja i „Atomy” można kupić dużo taniej. Na blogu
znajdziecie też specjalną zakładkę poświęconą „Atomom”. jeśli jesteście
ciekawi, zajrzyjcie.
Komentarze
Prześlij komentarz