Retro ślicznotka
„Milczysz, moja śliczna” jest siódmym tomem cyklu o prywatnej detektyw
Molly Murphy, w skład którego wchodzą także „Prawo panny Murphy”, „Śmierć
detektywa”, „Do grobowej deski”, „Pieniądze to nie wszystko”, „O mój ukochany”
oraz „Dublin, moja miłość”. Są to kryminały retro, dziejące się na początku XX
wieku, napisane przez Rhys Bowen.
Molly
Murphy ma ręce pełne roboty. Żydowska rodzina wynajmuje ją do sprawdzenia
kandydata na męża ukochanej córki, podczas przechadzki z absztyfikantem po
Central Parku natyka się na ciało nieprzytomnej kobiety, której postanawia
pomóc, zostaje również zatrudniona do ochrony pewnej znanej aktorki, właśnie
wystawiającej nową sztukę. Znajoma prosi ją także o zbadanie sprawy zaginięcia
jej bliskiego krewnego.
Choć
jest to już siódma część cyklu, a ja nie czytałam żadnej z poprzednich, prawie
w niczym mi to nie przeszkadzało. Owszem, autorka odwołuje się do fabuły
wcześniejszych tomów, gdyż losy głównych bohaterów zachowują ciągłość, jednak
nie utrudnia to poznawania nowej historii.
„Milczysz,
moja śliczna” ma szeroko rozbudowane tło obyczajowe. Przede wszystkim
przewodnim tematem jest tu walka kobiet o niezależność i możliwość dołączenia
do świata mężczyzn. Starania takie czyni zarówno Molly, jak i pojawiająca się w
książce pierwsza detektyw w nowojorskiej policji – Sabella Goodwen. Możemy
dowiedzieć się, jak na początku XX wieku wyglądało środowisko aktorów na
Broadwayu, wnętrze szpitala psychiatrycznego i zachowanie personelu wobec
pacjentów. Na dodatek autorka chętnie korzysta z autentycznych postaci.
Wspominany zostaje Zygmunt Freud, a jedną z ważnych postaci w tym tomie jest
Nellie Bly – pierwsza dziennikarka śledcza, kobieta, która dała się zamknąć w
szpitalu dla umysłowo chorych, by opisać tamtejsze warunki i sposób traktowania
pacjentów.
W
najnowszym tomie swoich przygód prywatna detektyw ma do czynienia aż z czterema
sprawami. Rezultaty dwóch z nich udało mi się odgadnąć, zanim dostałam
rozwiązanie. Dwie pozostałe zagadki wymagają trochę wysiłku, a dochodzenie do
tego, co się właściwie stało, sprawie czytelnikowi dużą satysfakcję. Niestety,
wyczuwa się, że niekiedy wydarzenia splatają się ze sobą zbyt gładko i mało
prawdopodobnie. Nie lubię, kiedy w kryminałach nadmiernie często pojawiają się
jakże szczęśliwe zbiegi okoliczności. Równie fortunne, co nierealistyczne. Choć
w powieści nie uświadczymy wzmożonego napięcia ani zawrotnego tempa akcji,
„Milczysz” naprawdę dobrze się czyta i niesamowicie wciąga.
„Milczysz,
moja śliczna” to dobra propozycja dla miłośników kryminałów retro. Tło
obyczajowe jest tu przyjemnym urozmaiceniem. Można się sporo dowiedzieć o
funkcjonowaniu Broadwayu czy szpitali psychiatrycznych na początku XX wieku. Na
dodatek jest to jedna z tych pozycji, którą mimo iż należy do cyklu, można
czytać zupełnie samodzielnie i w niczym to nie przeszkadza.
Komentarze
Prześlij komentarz