W głowie pisarza

 


John Ronald Reuel Tolkien to jeden z najsławniejszych autorów fantasy. Nie jest przesadą stwierdzenie, że właściwie nie byłoby współczesnej fantastyki w obecnym kształcie, gdyby nie jego powieści, szczególnie „Hobbit’ i „Władca Pierścieni”. Wydane przez Zysk i S-ka „Listy” to korespondencja, którą pisarz prowadził na przestrzeni niemal całego swojego życia.

Korespondencja, którą udało się pozyskać lub odnaleźć w papierach twórcy została zebrana w sześciusetstronicowy tom. Tolkien pisał do swoich przyjaciół, wydawców, odpisywał czytelnikom, wyjaśniając interesujące ich kwestie. Prowadził dyskusje z krytykami. Zbiór zawiera także listy, które przez lata wysyłał do swoich synów.

Ponieważ nad redakcją zbioru czuwał zmarły w tym roku najmłodszy potomek pisarza, Christopher Tolkien, właściwie niemal nie znajdziemy tu listów dotyczących prywatnych spraw. Kto miał nadzieję dowiedzieć się czegoś o Tolkienie jako człowieku, może poczuć się nieco zawiedziony. Z listów wyłania się przede wszystkim lingwista i pisarz. W tomie znajdziemy opis drogi do publikacji „Hobbita”, zmagania, by upublicznić „Silmarillion” i trudności podczas tworzenia i późniejszego wydawania „Władcy Pierścieni”. Niestety w wielu listach pojawiają się te same informacje, co sprawia, że niekiedy lektura bywa wtórna.

W zbiorze znajdziemy takie smaczki jak odpowiedź Tolkiena na list przyszłego niemieckiego wydawcy „Hobbita”, który wystosował zapytanie, czy pisarz może udowodnić swoje aryjskie pochodzenie. Jest w nim także miejsce dla obszernego listu do jednego z synów na temat instytucji małżeństwa i relacji damsko-męskich. Dowiemy się sporo o relacji Tolkiena z przyszłym autorem „Opowieści z Narnii” oraz o słynnych spotkaniach Inklingów.

Miłośnicy pisarstwa Tolkiena mogą z jego korespondencji wynieść naprawdę bardzo dużo. To przeogromna kopalnia wiedzy na temat jego procesu twórczego, pomysłów i inspiracji. W swoich listach pisarz analizuje „Hobbita”, „Władcę”, sporo akapitów poświęca Tomowi Bombadilowi, wypowiada się na temat związków ludzi z elfami. Mówi o kosmologii Śródziemia, obszernie omawia konstruowanie świata przedstawionego i języków.

Poznamy też poglądy Tolkiena na religię, rozwój przemysłu, wojnę, budowę społeczeństwa oraz to, jak miały się one do tworzonej przez niego literatury. Sporo miejsca poświęcił również swojej pracy na uniwersytecie i związanym z nią obowiązkom.

Wbrew temu, co sam o sobie pisze, z listów wyłania się obraz pisarza, który doskonale wiedział, że tworzy dzieło wielkie i istotne. Pisarza, który był przekonany o swojej nieomylności w odniesieniu do stworzonego przez siebie świata. Sądzę, że współpraca z nim dla wydawcy, ilustratorów, autorów notek na okładkę musiała być koszmarem i drogą przez mękę. Tolkien czepiał się każdej linijki, każdego słowa, bywał drobiazgowy aż do przesady i po prostu upierdliwy.

Biorąc pod uwagę fakt, że w redakcji listów uczestniczył syn pisarza, który do momentu swojej śmierci sprawował pieczę nad spuścizną ojca, uporządkował, zredagował i doprowadził do pośmiertnego wydawania wielu z jego dzieł, należy zadać sobie pytanie, na ile otrzymujemy kompletny obraz Tolkiena, a na ile wyidealizowany konstrukt, który chciał nam zaprezentować jego potomek. Niezależnie od odpowiedzi, „Listy” to pozycja bardzo zajmująca i właściwie obowiązkowa dla wszystkich fanów pisarza. Jednak nawet dla tych osób, które za twórczością autora „Władcy Pierścieni” nie przepadają, może być to wiele wnosząca lektura. Zwłaszcza dla tych, które są zainteresowane zagadnieniami związanymi z kształtowaniem się i rozwojem języka.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej