Piratka i książę

 


„Więzy nieba” to drugi tom cyklu „Żywioły” A.C. Gaughen wydawanego w Polsce przez Uroborosa. Autorka kreuje świat, w którym żyją ludzie obdarzeni mocą jednego z czterech żywiołów – wody, powietrza, ziemi i ognia. Bohaterką pierwszego tomu cyklu była pustynna władczyni Shalia, w drugim tomie natomiast spotkamy się z Asp, panującą nad żywiołem powietrza piratką.

Asp jest niewolnicą. Na zlecenie swej pani łapie innych ludzi na sprzedaż. Dziewczyna ma jednak szlachetne serce i za zarobione w ten sposób pieniądze wykupuje od handlarzy dzieci z darami żywiołów i, jeśli takie jest ich życzenie, wciela je do swojej załogi. Wśród złapanych osób nie przestaje szukać swojego zaginionego rodzeństwa.

Muszę przyznać, że znów to zrobiłam. Chwyciłam za książkę, nie zwróciwszy uwagi, że jest to drugi tom. Okazuje się jednak, że autorka każdą z powieści poświęca innej osobie (Shalia, główna bohaterka poprzedniego tomu, tu jest postacią poboczną), dzięki czemu, choć niektóre wątki są kontynuowane, można te książki czytać zupełnie swobodnie bez znajomości poprzedniczek.

Czy „Więzy nieba” to dobra powieść? Na pewno ma pewne plusy. Generalnie bohaterowie dają się lubić (choć nie są wolni od głupich zachowań i niczym niepodyktowanych decyzji), są charakterni, a ich losy śledzi się z zainteresowaniem. Dobrze oddany został też klimat morskich opowieści. Autorka stosuje fachowe słownictwo i widać, że zna się na sztuce żeglugi, zatem jeżeli ktoś lubi historie o piratach, „Więzy nieba” powinny mu się spodobać. Na dodatek akcja jest wartka, bez większych dłużyzn, więc nie nudzimy się podczas lektury.

Na tym plusy niestety się kończą. Zauważyłam tu wszystkie mankamenty literatury młodzieżowej. Bohaterka ma osiemnaście lat, a życie doświadczyło ją tak bardzo, jakby miała osiemdziesiąt. Czego ona nie widziała, czego nie przeżyła. A swoją moc to przecież ćwiczyła tak długo, że jest mega-hiper-super wymiataczką. Podejmuje mądre decyzje, nie waha się, jest odważna… Tak, osiemnastolatka.

No i ta instant love. Dziewczyna spotyka chłopaka, dziewczyna spojrzy na chłopaka, dziewczyna na zabój kocha chłopaka, po tygodniu wyznaje mu miłość i postanawia spędzić z nim resztę życia i urodzić mu gromadkę małych piraciątek. Rzecz jasna ten chłopak musi być księciem. Przecież nie może być inaczej. Chyba już jestem stara, bo tego typu zabiegi bardziej mnie śmieszą, niż ekscytują. Cóż poradzić, cynizm osoby dorosłej, która nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia i wie, że związki absolutnie tak nie wyglądają.

Zwłaszcza pod koniec szczególnie mocno odczuwa się, że niektóre wątki zostały zakończone pośpiesznie, by nie kontynuować ich w następnym tomie, w którym przecież pojawi się nowa bohaterka. Chciałoby się zatem, by autorka trochę mniej miejsca poświęciła zachwytom Asp nad jej właśnie odkrytą miłością, a trochę więcej akcji rozgrywającej się dookoła. Ale cóż, te pobożne życzenia…

Podsumowując, „Więzy nieba” (cóż za koszmarny, pompatyczny tytuł) to typowy średniak. Ma lepsze i gorsze momenty. Jest dobry na plażę podczas wakacji albo do pociągu. Nie trzeba za bardzo się skupiać, a z pamięci wyleci zaraz po lekturze. Nie jest to jednak książka ani bardzo zła, ani koszmarnie napisana, dlatego na pewno znajdzie fanów.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej