Opowieść o zwykłym życiu

 


Valerie Perrin jest francuską scenarzystką i fotografką. Debiutowała w 2015 roku powieścią „Zapomniana niedziela”. Wydane niedawno nakładem Albatrosa „Życie Violette” jest jej drugą książką, a zarazem pierwszą dostępną w języku polskim.

Violette jest dozorczynią cmentarza. Poznajemy ją w momencie, gdy wydaje jej się, że wszystko ma już za sobą. Kobieta nie jest staruszką, jednak życie doświadczyło ją do tej pory tak bardzo, że mówi o sobie, iż umarła za życia. Teraz poświęca się cmentarzowi. Dba o groby tych, o których nikt nie pamięta, sprzedaje kwiaty, chodzi na pogrzeby. A gdy nie pracuje, troszczy się o swój ogród i zaprasza na posiłki przyjaciół – księdza oraz grabarzy. Rutyna życia Violette zmieni się, gdy do jej niewielkiego domku zajrzy syn niedawno zmarłej kobiety pochowanej na jej cmentarzu. Opowiada dozorczyni niezwykłą historię. Jego matka postanowiła zostać pochowana nie przy jego ojcu, a przy zupełnie obcym rodzinie mężczyźnie.

W tytule „Życie Violette” zawiera się właściwie wszystko, o czym jest ta powieść. To pochwała małych radości codziennej egzystencji – posiłków, pracy w ogrodzie, letnich pobytów na plaży, wąchania kwiatów, spotkań z przyjaciółmi, miłości i namiętności. Ale to także historia cierpienia – śmierci, straty, bólu, nieoczekiwanych, nieprzyjemnych doświadczeń. Jest to powieść z jednej strony prosta, utkana z codziennych czynności i zwykłych zdarzeń, z drugiej bardzo wciągająca – zawierająca nie jedną, a dwie tajemnice, które na kolejnych kartach są nieśpiesznie odkrywane przed czytelnikiem. Bo to opowieść nie tylko o głównej bohaterce, ale i o losach osób, które przewijają się przez jej życie – jej męża i córki, ludzi odwiedzających cmentarz, poprzedniego dozorcy cmentarnego, a nawet pewnego słynnego adwokata.

Skłamałabym jednak, gdybym stwierdziła, że nie mam z tą powieścią pewnych problemów. Z jednej strony przyznaję – podobała mi się bardzo. Jest pięknie i poetycko napisaną pochwałą codziennego życia, zupełnie zwykłych rzeczy. Z drugiej strony poprzez ciekawy zabieg formalny – pomieszanie planów czasowych, liczne retrospekcje – zawarte w niej dwie tajemnice angażują czytelnika, zaciekawiają, wciągają w fabułę. A jednak, mimo tego, „Życie Violette” to taki trochę „snuj”, dłużący się, chwilami za powolny i nudnawy, może nieco za długi. Nie wszystkim ten typ narracji będzie odpowiadał.

Warto też wspomnieć o polskim wydaniu. „Życie Violette” zostało bardzo starannie przygotowane. Choć nie należy do serii butikowej wydawnictwa, która obecnie uchodzi za jedną z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejszą na polskim rynku, to śmiało może z nią konkurować. Piękna okładka, dobry papier, twarda oprawa, złocenia. Książka idealna na prezent. Piękna nie tylko, jeśli chodzi o treść, ale także jako przedmiot.

Polecam „Życie Violette”. To poetycka, pięknie napisana książka, która pozwala dostrzec magię codzienności. Czasami dobrze jest sobie uświadomić, jakie to szczęście wstać rano z łóżka, odetchnąć pełną piersią i… po prostu żyć.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej