Nie moja bajka

 


„Żeby cię lepiej widzieć” nie jest jedyną powieścią w dorobku Giny Blaxill, ale tylko ona jest dostępna w języku polskim. Jak sugeruje tytuł, mamy do czynienia z retellingiem baśni o Czerwonym Kapturku.

Red mieszka w Aramor, wiosce niedaleko lasu. Niegdyś te okolice nawiedzał zły wilk, który terroryzował mieszkańców, a kilkoro z nich zabił. Po pięciu latach od tamtego koszmaru ataki zaczynają się na nowo. Jedną z pierwszych ofiar drapieżnika pada popularny we wsi chłopak, syn młynarza Ellis. Z powodu panującej w wiosce paniki uważana przez pozostałych mieszkańców wioski za dziwaczkę Red wpada w kłopoty. Natomiast pochodząca z wioski, a usługująca w pobliskim dworze Sabine upatruje w atakach możliwości zrealizowania własnych ambicji.

„Żeby cię lepiej widzieć” to powieść, na którą autorka na etapie planu miała świetny pomysł, natomiast na etapie realizacji niemal wszystko zostało położone. Ale zacznijmy od tego, co w książce dobre. Jest to całkiem zgrabny retelling znanej baśni, który nie przynudza, ma dobre tempo i ciekawych bohaterów. Postaci są naprawdę dobrze wykreowane, najmniej papierowe z całej tej historii, wywołują w czytelniku jakieś uczucia. Ellis jest odpowiednio zagubiony i rozdarty wewnętrznie, Sabine pewna siebie i zdeterminowana, a przy tym niesamowicie wredna, Red to typowa ofiara losu, może jednak wzbudzać sympatię. Nie podobało mi się jednak, że bohaterowie mają 14 lat. Wiem, że przez ten zabieg autorka chciała nawiązać do konwencji baśni, ale oni nie zachowują się jak czternastoletnie dzieci, nawet nie jak nastolatkowie, a raczej jak dorośli. Rozumiem, że to takie po „grotronowe” stylizowanie na średniowiecze, ale może w XXI wieku czas przestać udawać, że gdy czternastolatka myśli tylko o miłości i wyjściu za mąż, to jest w porządku? Obecnie stylizacja na dawne czasy nie musi, moim zdaniem, iść już tak daleko. Nie jest to potrzebne. Zwłaszcza w powieści młodzieżowej.

Cała zagadka dotycząca ataków wilka jest dość zgrabna (choć bardziej doświadczony czytelnik szybko ją przejrzy). Choć płynąca z tekstu nauka nie jest może specjalnie odkrywcza, warto docenić, że autorka postanowiła pokazać wilka także w sposób metaforyczny – jako strach, złość, samouwielbienie, lęk przed innością, które nosi w sobie każdy człowiek.

Niestety na tym plusy powieści Giny Blaxill się kończą. Podczas lektury nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jest to mocno niedopracowana książka. Świat przedstawiony jest zbyt niewyraźnie zarysowany, wiele wątków potraktowano po macoszemu, mogły spokojnie zostać bardziej rozwinięte i pogłębione, niektóre aż się proszą o rozbudowane zakończenie. Tych kilka zdań więcej mogłoby sprawić, że lepiej rozumielibyśmy motywacje bohaterów i rozgrywające się z ich udziałem wydarzenia. Zwykle narzekam, że książki są za długie, przegadane, tym razem miałam wrażenie, że tekstowi wyszłoby na dobre, gdyby był dłuższy. Można by rozwinąć sklecone na chybcika zakończenie. Nie rozumiem też, dlaczego wilk wrócił po pięciu latach. Co do tego doprowadziło? Autorka nie kwapi się, by choćby spróbować nam to wytłumaczyć.

Choć bardzo podoba mi się polskie wydanie – klimatyczna okładka ze skrzydełkami (naprawdę śliczna), to tłumaczenie bywało niezgrabne – zdania wielokrotnie złożone, z wtrąceniami, niekiedy wyczuwalnie „kanciaste”. Być może wynikało to ze stylu autorki, który tłumacz postanowił oddać, ale prostota historii kłóciła się z dość zawiłym sposobem jej opowiadania.

Nie wiem, czy polecać „Żeby cię lepiej widzieć”. Nie jest to powieść odkrywcza. Wiele z zastosowanych w niej rozwiązań pojawiło się już wcześniej w innych tekstach, z większym powodzeniem. A mimo to dobrze się bawiłam podczas lektury i nie uważam, żebym zmarnowała na nią czas. Może należy ją uznać za niezbyt wymagającą książkę rozrywkową, nie mieć wobec niej żadnych oczekiwań i to pozwoli na czerpanie przyjemności z czytania?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej