Cormoran i Robin wśród artysów i grobów

 


Lubię kryminały Robertha Galbraitha o Cormoranie Strake'u. Jeśli chodzi o intrygę kryminalną, bywa różnie, raz lepiej, raz gorzej. Są to jednak opowieści, które mają w sobie coś z opowieści detektywistycznych w starym stylu, nie emanują jakoś straszliwie makabrą, skupiają się na osobach detektywów, dochodzeniu, czynią miasto jednym z bohaterów utworu. Za to właśnie je polubiłam. Kiedy gruchnęła wieść, że BBC bierze się za ich ekranizację, byłam ciekawa, co z tego wyniknie. Okazało się, że serial, podobnie jak książki, nie jest niczym wybitnym, ale pozostaje solidny i miły dla oka. Właśnie dlatego co roku czekam na nowy sezon filmowych przygód Cormorana i Robin. W tym roku czekałam szczególnie, gdyż "Serce jak smoła" to mój ulubiony tom (zdetronizował "Niespokojną krew").

           


O czym jest najnowsza odsłona przygód Cormorana i Robin? Do Robin (właśnie do niej, nie do ich obojga, co poniekąd istotne) zgłasza się niespokojna młoda dziewczyna, Eddie, współtwórczyni kreskówki "Serce jak smoła" i prosi o pomoc. Twierdzi, że jest dręczona, prześladowana i ktoś nastaje na jej życie. Robin odmawia, a dziewczyna wkrótce potem rzeczywiście zostaje zamordowana. Robin i Cormoran, wynajęci przez krewnych dziewczyny i wytwórnię, która ma zamienić kreskówkę na pełnometrażowy film animowany, wszczynają śledztwo.

            Dlaczego tak lubię ten tom i czy serial także oddał to, za co, nomen omen, skradł moje serce? Tak, zdecydowanie. Przede wszystkim Londyn znów jest jednym z głównych bohaterów. Ale tym razem nie Londyn wyższych sfer (jak w "Wołaniu kukułki", "Jedwabniku" czy "Zabójczej bieli"). Nawet nie Londyn pubów i knajp. Tym razem oglądamy Londyn nieco hipisowski, Londyn ubogich, aspirujących artystów. A nade wszystko Londyn starych pięknych cmentarzy. Jedno z takich miejsc jest bardzo istotne dla fabuły i zostało przepięknie sfilmowane.

           


Po drugie punktem centralnym fabuły jest sama kreskówka i wymyślona w oparciu o nią gra komputerowa. One również zostały oddane ze starannością i pomysłowością, bałam się, że ze względu na budżet, serial potraktuje je po macoszemu, na szczęście tak się nie stało. Podobały mi się projekty postaci stworzone z myślą o grze i kreskówce. Ponadto ten tom mocno nawiązuje do kultury popularnej i serwuje nam w związku z nią sporo smaczków - świetna scena w autobusie, kiedy przebrany za Lorda Vadera Cormoran denerwuje się na małego chłopca w stroju Luke'a Skywakera i każe mu iść do ojca, na co Robin stwierdza: "Ale to ty jesteś jego ojcem" albo gdy na konwencie salutują mu Szturmowcy, mówiąc: "Szef idzie", a biedny Strike ewidentnie nie rozpoznaje kulturowego kodu).

            Po trzecie, "Serce jak smoła" (wiem, że jest to polski idiom, i zostały użyty jak najbardziej prawidłowo, ale jakże bardziej wolałabym "Serce jak atrament", tak zdaję sobie sprawę, atrament nie zawsze jest czarny, a smoła i owszem, kojarzy się jednoznacznie...) przynosi nam pewien przełom w relacji bohaterów. A niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie czyta i nie ogląda serii o Cormoranie Strike'u dla relacji między głównymi bohaterami. Fakt, wciąż twierdzę, że Tom Burke jest zbyt przystojny do roli Cormorana, ale przez lata (ooo, rety, to naprawdę już osiem) stworzyli z Holliday Grainger świetną ekranową parę. Bardzo miło się na nich patrzy. Oboje są idealni w swoich rolach. I teraz, gdy dochodzimy do momentu, gdy Robin jest już rozwódką, a Cormoran zdaje sobie sprawę, że może coś do niej czuje... jest na co czekać. Końcowa scena, gdy Robin (jak to ona) wbiega do domu, w którym jest morderca, a Cormoran mimo kontuzji biegnie za nią, a potem tak rozpaczliwie próbuje jej coś powiedzieć, cóż, trochę to chwyta za serce.

            Cormoran Strike i Robin Ellacott są dla mnie jak starzy przyjaciele, za których od lat trzymam kciuki. Co roku bardzo czekam na ich wizytę. Może ucieszyłam się równie mocno jak Robin, gdy wreszcie zobaczyłam jej nazwisko na drzwiach wejściowych do agencji. Trochę się martwię, że niebawem serial dogoni książki i nie będzie już co ekranizować. Ale co tam, pozostaje mi mieć nadzieję, że tak powieści, jak i serial powstawać będą jak najdłużej.

Komentarze

Etykiety

Pokaż więcej